Pierwszego dnia nowego roku zaproszono nas na salony. Książęcy ukłon luksusu, gest łaski, uprzejmość dobrych życzeń, hojność pałacowych stołów. Sala balowa i jadalnia, kąciki relaksu i świetnie dobranej muzyki. Przyjazność książęcych spojrzeń, wzniosłość stanu. Ogród, altanka i dom ogrodnika. Gdzieś tam majaczy kaplica z grobami przodków. To nie jest dzisiaj jednak ważne. Rozpoczyna się styczeń, symbolicznie każdy dzień trwa parę minut dłużej czyli startujemy wszyscy w nowy czas, nowy rok, kolejny etap życia.
Czujemy się onieśmieleni. Przede wszystkim zażenowani brakiem pojęcia, z której strony dotrzemy do głównego wejścia. Plączemy się po pałacowym obejściu przeskakując w końcu przez płot. Otrzepujemy szaty i z uśmiechem próbujemy odszukać ścieżkę. Przedzieramy się przez wysokie trawy i owocowe krzaki, by stanąć pod tarasem i zapytać się głośno co teraz. Pałac zdaje się być twierdzą, którą ścisłym i twardym murem otoczył czas. Zaklajstrował wszystkie szczeliny, a na strażniczkę wyznaczył przyrodę. Ta spełnia swoją rolę wyśmienicie, każdego roku coraz lepiej, coraz mocniej i ściślej. Musimy użyć forteli, żeby odwrócić jej uwagę i dostać się do środka. Z jakiś niejasnych nam powodów wierzymy w gościnność właścicieli. A przede wszystkich w ich tam obecność.
Po płytce i urwanej barierce podciągamy się na taras. Po gzymsie i z nieoczekiwaną pomocą pnia wchodzimy do środka. Zaproszenia mamy przygotowane do okazania, ale nikt tego od nas nie oczekuje. W pałacu odbywa się bal cieni, a my z naszą cielesną postacią pozostajemy niezauważeni. Prawdopodobne zignorowani.
Dzieci. Roztańczone, roześmiane, trochę jakby nie z tego świata dzieci. Naiwne, dobroduszne, ufne, zamknięte w sobie. Są i takie, które nie tańczą. Nie mogą. Nawet ich duchowe ciała nie pozwalają na wygibasy. Przykute do wózków smakują łakoci i zlizują czekoladę z lodów.
Nagle słyszymy głośny kaszel. Pokasłują dorośli. Jedni bardziej, inni mniej. Szczupli, z wybrzuszonymi klatkami piersiowymi. Kaszlą na przemian, a może tworzą chór? Ton choroby, z której w końcu mogą sobie robić żarty?
I w końcu są oni sami – arystokracja korzeniami sięgająca XI wieku. Są wszyscy. Pierwszy tego rodu Heinrich der Langen, marszałkowie dziedziczni księstwa Braunschweigu, Göttingen, Grubenhagen i Calenberg, proboszczowie kolegiaty w Einbeck, średniowieczni rycerze, gospodarze licznych okolicznych włości, pruski asesor oraz sam budowniczy tego pałacu Wilhelm Friedrich Karl von Oldershausen.
Zamaszyście goszczą wszystkich, którym przyszło w tych murach kiedyś żyć.
Pałac w Oldershausen powstał w 1853 roku na potrzeby starej arystokratycznej rodziny, która od XI wieku zamieszkiwała okolicę. Jego plan stworzył słynny architekt i przedstawiciel neogotyku XIX wieku Conrad Wilhelm Hase. W 1877 roku budynek został poszerzony o kolejne skrzydło, portal i taras. Pięknie położony był oazą spokoju dla szlacheckich potomków. Gdy skończyła się II wojny światowa brytyjscy żołnierze wypędzili właścicieli, żeby umieścić w pałacu swoich żołnierzy. Później przejściowo zatrzymywali się w nim uchodźcy. Do początków lat 70-tych minionego wieku, przez ponad 25 lat znajdował się w nim sanatorium pulmonologiczne. Chorzy pacjenci przyczynili się do nowej nazwy obiektu – Hustenburg czyli góra kaszlu. Oficjalnymi właścicielami była przez cały czas rodzina von Oldershausen, która zdecydowała się w 1974 roku sprzedać pałac, który w latach 1975-1986 służył jako ośrodek rehabilitacyjny dzieciom z upośledzeniami psychicznymi i cielesnymi. Gdy i ten ośrodek zakończył swoją działalność pałac opustoszał. I w takim stanie trwa do dziś. Zaborcza przyroda zdaje się go pożerać i ma coraz mniejszą ochotę dzielić się nim innymi. Osacza go i gości, budząc grozę. Niektórzy boją się cierni, inni braku sufitu i odpadającego tynku. Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że obiekt stracił status zabytku. Czyli tak naprawdę wydany jest na niego wyrok.
Tym bardziej doceniamy zaproszenie. Tym mocniej przyglądamy się resztkom doskonałości. Tym usilniej przedzieramy się przez trudne momenty materialnej niedoskonałości. Żeby wydobyć z niego resztki życia. Żeby znaleźć nadzieję. Może się nie podda? Może zawalczy? Może jeszcze zagarnie czyjeś serce, które jednym murarskim ruchem obudzi go do życia?