Przez 800 lat trochę rządzili i zbierali dochody z całej okolicy. Przedstawiciele światowej siatki, którą opleciono delikatnie kulę ziemską w imię Chrystusa, skupiali się i na krzewieniu nowej wiary i na otrzymywaniu za to godnej zapłaty. Przy czym ta godność określana była przez nich samych. O zamku w Bledzie świat dowiedział się oficjalnie, gdy wzmiankowano o nim jako „castellum Veldes vocatum” w zapisie z 22 maja 1011 roku. Opisano prezent, który król Henryk II sprawił biskupowi Adelbardowi von Brixen, czym uczynił obiekt własnością diecezji Bolzano-Bressanone na właśnie 800 lat. Urzędowali w nim ministeriałowie z Brixen (siedziba diecezji), od XIII wieku prokuratorzy krzyżaccy i burgrabiowie. Kryzys gospodarczy z 1236 roku zmusił wprawdzie właścicieli do oddania władzy nad okolicą cesarzowi Fryderykowi II, a sam Veldes w ręce księcia Karyntii Bernarda Spanheima, jednak dochody wciąż musiały spływać do kościelnej kasy.
Zamek swój wygląd zmieniał na przestrzeni kolejnych stuleci najmocniej dwa razy w wyniku trzęsień ziemi w 1511 i 1690 roku. Do dzisiaj zachowała się romańska wieża, reszta budynków jest renesansowa. Wieczna kaplica poświęcona św. Albinowi i Ignacemu z XVI wieku upiększona jest freskami z XVII wieku, a w byłej warowni znajduje się muzeum z kolekcją zbroi i oręża, historią jeziora Bled i całej okolicy. Dosyć proste, żeby nie powiedzieć, że lekko nudne. Widoki są za to imponujące, podobnie jak jakaś ciągłość historii. Zamek od 1937 roku znajduje się w rękach państwowych. W bilecie (13 euro dorosły, 5 euro dziecko) jest wstęp do muzeum, prezent (albo wydruk z podobnej do tej od Gutenberga drewnianej prasy, albo odciśnięta na kowadle w kuźni pamiątkowa moneta) i degustacja słoweńskiego wina w zamkowej winiarni. Prezentu ze świecą szukać, a do winiarni można tylko zajrzeć. Nikt ani w kasie, ani w restauracji nie wie, gdzie jest jej pracownik . Niektórzy czekają przed drzwiami z nadzieją na choćby kroplę winnego trunku, jednak bez powodzenia. Biskupia metoda kasowania dochodów zakorzeniła się najwyraźniej na wieki;)
Wracamy do Bled, miasteczka, przez wielu za swoją komercyjność nielubianego. Jednak to właśnie stąd ma się najpiękniejszy widok na jedyną naturalną wyspę tego państwa, Blejski Otok, do której można dopłynąć pletną czyli uroczą łódką oraz na opisany wyżej zamek na imponującej skale. To tutaj w 2002 roku, w Grandhotel Toplice dobrze wszystkim znany Donald Trump spotkał po raz pierwszy swoich przyszłych teściów z okazji ich 35 rocznicy ślubu. Podobno miliarder miał upaść na kolana i poprosić o rękę Melanii Knavs. I już nigdy więcej się w Słowenii nie pokazał. I to w Hotelu Park wykreowano po raz pierwszy legendarne kremowe ciacho Blejska kremsnita, które każdy szanujący się turysta musi spróbować. Zdradzę, że parę kroków od hotelu można skosztować przepysznej wersji wegańskiej. A sam hotel Park, w którym z przyjemnością przedłużyliśmy pobyt, jest pierwszym, z którego nie mieliśmy ochoty wychodzić – panoramiczne okno w sypialni, przez które nie wstając z wygodnego łóżka można było cały dzień podziwiać pocztówkowy krajobraz kusiło do wprost niewyobrażalnego grzechu nie zwiedzania okolicy. Rozsądek jednak zwyciężył – nie udało nam się tego grzechu popełnić.