Ostra Brama wzbudza roztkliwienie. Od niepamiętnych czasów te dwa słowa to rzewność. Lekko w prawo pochylona Maryja ze skrzyżowanymi dłońmi na piersi, podkreślona rogalem księżyca, w towarzystwie pozłacanych rodziców. Votum od dowódcy litewskich wojsk Antoniego Nowosielskiego z 1706 roku, który obronił fortyfikację wraz z kaplicą. Obiekt sumiennie broniony do dziś. Po schodach prowadzących do Maryi rozmodlona kobieta wspina się na kolanach. Mijamy ją i jesteśmy jedynymi zwiedzającymi. Starsza kobieta patrzy spod byka i pozwala podejść pod obraz. Nie wolno robić Świętej Pannie zdjęć. Odwracam się do okna, z którego roztacza się widok na ulicę Ostrobramską. Robię zdjęcie wychylając się z okna i słyszę ponure warknięcie połączone z dotykiem kościstych palców. Nie wolno w ogóle robić zdjęć. Ulicy też nie. Proszę wyjść. Wychodzimy. Fortyfikacyjna atmosfera uświęcona nadgorliwością i poczuciem wyjątkowości. Dlaczego tak pilnuje się malowidła na dębowych deskach? Srebro, pozłacana sukienka, dwie korony wpięta jedna w drugą, pozłacana mama i tata. Narodowy symbol, na który czatują katolicy. A może zwyczajny brak uprzejmości i przerost idei nad człowieczeństwiem?
Wilno od razu robi dobre wrażenie. Dorodne największe miasto nadbałtyckich krajów. Przez 23 lata należało do Polski (1922-1945), wcześniej będąc historyczną stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ciepło tonące w promieniach sierpniowego słońca.
Przedmieście Ostry Koniec z Ostrą Bramą opuszczamy niezrażeni nieuprzejmością kościelnych pracowników. Tak naprawdę Najwyższy ma kryć się wszędzie, tylko nie domach ręką ludzką budowanych. Nie wiemy, jak jest, ale nieuprzejme starsze panie odejdą w zapomnienie, gdy tylko dotrzemy do centrum litewskiej stolicy. O wiele sympatyczniej przywitał nas mały chłopiec z kaloszem zadzierający głowę do nieba. „Obietnica poranka” i dzieciństwo spędzone w tym mieście. Walentyna, o której względy ubiegała się ta postać. W dziecięcej zapalczywości i na dowód swojego uczucia przeciął but i zjadł jego kawałek. Mama chłopca była krawcową i właścicielką sklepu odzieżowego. Prosiła go często, gdy biegał po podwórzu, żeby podszedł pod okno jej pracowni i wzniósł oczy ku niebu, by mogła podziwiać ich błękit. Roman Kacew znany jako Romain Gary, francuski pisarz, scenarzysta i reżyser oraz dyplomata opisał swoje dzieciństwo w wyżej wymienionej książce, które spędził właśnie tutaj, gdzie dziś stoi jego pomnik. Mały chłopiec przeżyje 66 lat i odbierze sobie życie strzałem w usta z rozpaczy i depresji po samobójczej śmierci drugiej żony, Jean Seberg.
Zanim tutaj dotarliśmy zobaczyliśmy „Jerozolimę Północy”. Niezatarte ślady żydowskiego życia, działała tutaj jedna z najlepszych talmudycznych szkół na świecie. Dzielnicę miasta wciąż pamiętającą swoich mieszkańców, ludzi, którym odebrano w perfidny sposób najpierw prawo do egzystencji, a potem zabito. Udając się na Plac Łukiski stanęliśmy przed Muzeum KGB, by poczuć grozę, zgrzyt, porażenie. Weszliśmy wprawdzie do środka, ale nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie. Towarzystwo małoletniego dziecka zatrzymało nas w progu. To jeszcze nie czas na takie konfrontacje, choć one są już odgórnie, niezależnie od naszych rodzicielskich decyzji.
Na największym placu Wilna czerwone literki CC wżynają się czerwonym akcentem w szarą płytę. Luksusowa marka przyćmiła starą i brudną historię tego miejsca. Najpierw powstała tutaj tatarska wioska, potem łąka i pałac Jerzego Chreptowicza, z którego okien widać było cmentarz dla ubogich. W 1805 roku piętrzyły się tu stosy obornika, a w 1860 roku działało największe targowisko miejskie z wagą, które po deszczu zamieniało się w grzęzawisko. W czasie powstania styczniowego wykonano na placu 21 wyroków śmierci (12 więźniów powieszono, 9 rozstrzelano). Od 1904 roku odbywają się na nim słynne Kaziuki, czyli jarmark odpustowy w dzień św. Kazimierza. Jarmark na miejscu kaźni.
Dzisiaj atmosfera jest lekka i przyjemna, okraszona wielkoświatowością i zbytkiem. Napotykamy jeszcze zmęczoną babę z książką na kolanach i Fridę Kahlo w postaci murala. Trochę dalej Franka Zappę, który ma w Wilnie swój pomnik, który powstał w wyniku konfabulacji litewskiego fotografa Sauliusa Pauksysa. Opowiadał po powrocie z USA, że zaprzyjaźnił się z muzykiem, co nie było prawdą, ale zasiane ziarno przyniosło zainteresowanie, które przerodziło się w symbol wolności. Konstantinos Bagdonas w 1995 roku wyrzeźbił głowę Franka Zappy, jak w sowieckich czasach tworzył pomniki Lenina i muzyk stał się symbolem postsowieckiej ery. Kopię pomnika ofiarowano w prezencie ojczystemu miastu Franka – Baltimore.
A potem to już popołudniowe snucie się uliczkami pięknego, swojskiego miasta, najpiękniejsze niewyremontowane fasady, atrapa domu i zakamarki. Pean na cześć Nato i żołnierze, którzy przed pałacem prezydenckim uczą się zmieniać sztandary. Jeden z ośmiu uniwersytetów, Wileński z 1579 roku, tablica ku czci Czesława Miłosza i popiersie Adama Mickiewicza. I Plac Katedralny z majestatyczną bazyliką archikatedralną św. Stanisława i św. Władysława oraz dzwonnicą, pomiędzy którymi można sobie zażyczyć cudu. Stebuklas to symboliczne miejsce, gdzie zaczynał się (albo kończył) łańcuch ludzi trzymających się za ręce aż do Tallina, którzy domagali się wolności trzech bałtyckich państw. Dzisiaj to miejsce przynoszące cud rytuału – należy trzy razy obrócić się wokół siebie i marzyć, marzyć marzyć.
Szukamy jeszcze słynnego muralu, na którym Trump dmucha Putinowi w usta dymek z jointa. Zamiast nich jest niebieskie serce na żółtym tle ze słowami „slawa Ukraini”. Zamalowane według potrzeb, zniszczone siłą żądz.