Przyjeżdżamy do Calau głodni i nasze kroki kierujemy prosto do renesansowego ratusza na rynku. W jego podziemiach serwuje dania Włoch. Po raz pierwszy od dawien dawna można przemieszczać się bez masek, co wywołuje lekką konsternację. Parę miesięcy, a tak weszło w nawyk:) Między parkingiem a restauracją zdążyliśmy zauważyć, że w miasteczku rządzą małe chłopki. Gdy ukontentowani smakami opuszczamy gastronomiczny lokal, od razu kierujemy się w ich kierunku. Kim są te niezwykłe postacie?
Gero, margrabia Marchii Wschodniej, podporządkował około 963 roku tereny Łużyczan wpływom niemieckiego króla Ottona Wielkiego. Słowiańskość wypierana była sukcesywnie. O Calau po raz pierwszy wzmiankuje się w dokumencie Henryka III Dostojnego z 1279 roku. Miasteczko należało a to do rodziny Wettingów (XIV wiek), a to przez trzy stulecia do Habsburgów. Fontannę przed ratuszem zasilają w wodę drewniane rury z XV wieku. Mały chłopek świetnie się czuje na jej brzegu.
Miasteczko dwa razy trawił pożar, w 1565 i 1573 roku, do kolejnych zniszczeń przyczyniła się wojna 30-letnia. Na obrzeżach miasta istniało kiedyś leprozorium, a 21 lipca 1813 roku nocował w Calau sam Napoleon Bonaparte. To stąd po zaledwie trzech miesiącach urzędowania jako burmistrz wyjechał w 1850 roku do Chile aptekarz i polityk Carl Anwandter. Zasłynął założeniem pierwszego browaru w tym południowo-amerykańskim kraju, do dziś istniejącej kompani pożarniczej Germania, niemieckiego Clubu Aleman i w końcu w 1858 roku niemieckiej szkoły, której został dyrektorem i która po dziś dzień nosi jego imię. W Calau wspomina się i szanuje byłego burmistrza – i tutaj znajduje się szkoła nosząca jego imię, podobnie jak apteka, a w Muzeum Miasta można obejrzeć wystawę na temat życia Carla.
I to właśnie z XIX wieku wzięły się małe chłopki i tzw. Kalauer czyli kalambury. To szewce z miejscowej fabryki, którzy, jak to młodzi, opowiadali sobie w czasie długich nocnych zmian płaskie dowcipy, niewybredne żarty. Redaktor tutejszego czasopisma „Kladderadatsch” spisywał je i publikował pod tytułem „Nowości z Kalau”. Jak najbardziej znajdą się i tacy, którzy będą twierdzić, że słowo kalambur ma pochodzenie francuskie, a tym samym inny rodowód, jednak mieszkańcy Calau do dziś są pewni swego. Po miasteczku rozsianych jest 25 tablic, znajdują się one w historycznych miejscach, na zabytkach, w interesujących punktach, ale i przy prywatnych domach i opisują ich historię, oczywiście za pomocą kalamburu (tzw. Witzerundweg). Nie tylko, że właściciele mogli uczestniczyć w powstawaniu tekstu, każda tablica pilnowana jest przez małego szewca. Stał się on nieodłącznym symbolem i maskotką miasta.
Po kalamburach nastąpiła groza XX wieku. W czasie II wojny światowej miało zginąć w wyniku samobójstwa, zastrzelenia bądź w walkach 130 mieszkańców miasta. Jednym z nich był Joachim Gottschalk, niemiecki aktor ożeniony z Żydówką Metą, z którą miał syna Michaela. Ci ostatni mieli zostać deportowani do obozu koncentracyjnego. Łatwo można wyobrazić sobie rozpacz męża i ojca, rozpacz tak wielką, że prosił o deportację razem z nimi. Jednak Goebbels chciał wysłać go na front. Cała rodzina (z ośmioletnim dzieckiem) popełniła 6 listopada 1941 roku samobójstwo w domu w Berlinie-Grunewaldzie. Dziś w miejscu, gdzie stał kiedyś dom rodzinny Gottschalka (właśnie w Calau urodzonego) stoi jego pomnik. Parę kroków dalej natrafiamy na opuszczony budynek, wyglądający na szkołę, z nieczynnym basenem. Nie próbujemy jednak wejść do środka. Mijając rondo, które wygląda jak motorowa rozpędzona karuzela zaglądamy na cmentarz żołnierzy radzieckich, mijamy średniowieczny krzyż pokutny i docieramy na teren nieistniejącego już zamku. Uroku okolicy dodają stare domki z przyblakłymi szyldami. W pobliżu kościoła odnajdujemy w końcu muzeum, w którym przypomina się o chilijskim emigrancie. W Calu przez płot zajrzymy jeszcze do innego muzeum „Mobilny świat Wschodu” z wystawą ok. 150 pojazdów od rowerów po samochody produkowanych po II wojnie światowej do upadku socjalizmu w Polsce, Czechosłowacji, na Węgrzech i w Związku Radzieckim. Niestety zamknięte, jednak parę pojazdów stoi na zewnątrz.
A my dotrzemy za chwilę do najwspanialszego samochodu, który będzie nam dane tego dnia zobaczyć ...