W szarości, pyle i kurzu Katowice wyłaniały się małej dziewczynce zza okien osobowego pociągu jak najstraszliwsza zmora. Wyjazd do stolicy Śląska to zawsze wyprawa w koszmarny świat nieestetycznego kopalnianym i hutniczym krajobrazem miasta. Nie wiedziałam wtedy, że to industrialne serce ludowej ojczyzny, że wielu rodaków miało i pracę i dach nad głową. Przerażał mnie zgrzyt wleczącego się po torach pociągu i komentarze dorosłych, że to przez podziemne szyby. Wydobywano węgiel, a to oznaczało, że okolica tonęła w stali, złomie, hałdach i pyle. Szarość budynków wszędzie jednolita.
Jednak w pewnych momentach, można było kątem oka dostrzec, że za tym socjalistycznym parawanem coś się kryje. Frytki w barze przy ul. Staromiejskiej były w latach 80-tych XX wieku smacznym ewenementem, grający gdzieś na rogu na gitarze niebotycznie wysoki i szczupły Jacek Pikuła dodawał kolorytu i rytmu temu industrialnemu miejscu, a futurystyczny spodek zaokrąglał oczy każdego dzieciaka. Tramwaje tętniły miarowym odgłosem, a brutalny dworzec kolejowy obiecywał przygodę, gdy rozstawano się z rodzicami, by wyjechać na kolonie. Wtedy polskie Chicago było nieodgadnione i widzialne tylko dla koneserów. Dziś modernistyczne perełki, którymi Katowice są usiane, wyremontowane powróciły do życia, a za chwilę być może i do sławy, na którą sobie zasłużyły. Pierwsze w Polsce monumentalne wieżowce, beton i stal z dominującym przeszkleniem, nowoczesna zabudowa z lat 20. i 30. minionego wieku prezentująca różnorodność funkcjonalną i użytkową warte są ponownego odkrycia i promowania. Zapraszam na Szlak Moderny miasta moich urodzin;)
1. ul Dworcowa 13 – widzicie, że elewacja mieszkalnego budynku od strony ul. św. Jana ma dynamiczny charakter przez delikatne, finezyjne wygięcia? Że okna tworzą horyzontalne pasma? Poziomą płytę zadaszenia nad parterem, trzy balkony-loggie, narożny, przykryty stropem taras ostatniej kondygnacji? Że budynek zrealizowany jest w konstrukcji szkieletu żelbetonowego o filarach typu grzybkowego w parterze? Że całość zdradza rękę wybitnego architekta obeznanego z twórczością awangardy europejskiej? Że najpełniej wśród budynków publicznych w mieście realizuje zasady architektury nowoczesnej wprowadzone przez Le Corbusiera? Niestety, nieznany jest jego autor, wiadomo tylko, że powstał w 1928 roku, a pierwszym właścicielem był inżynier Jan Squeder. Styl funkcjonalizmu, który ucierpiał podczas termomodernizacji tracąc pierwotne proporcje i parę detali architektonicznych. Przed wojną działała tutaj słynna kawiarnia Skala, współcześnie galeria Art Nova 2. Abstrakcyjny ład;
2. W dzisiejszym świątecznym dniu zatrzymujemy się w biegu i idziemy do kawiarni Kattowitz, która na nasze szczęście jest otwarta. W kamienicy z 1897 roku przy ul. św. Jana wystrojem nawiązuje do lat 1890-1920, wyposażona w meble z tamtych czasów, wystylizowana na starych wiedeńskich kafeehausach. Dystyngowanie i smacznie, z żurnalem i leniwie płynącym świątecznym czasem. Strzał w dziesiątkę;
3. ul. Adama Mickiewicza 3 – widzicie styl maniery na trójkątno? Potężna, zgeometryzowana bryła złożona z dostawionych do siebie uskokowo prostopadłościanów flirtuje z dekoracją. Była nie lada wyzwaniem, gdyż musiała zostać wkomponowana w nieregularny kształt działki o niewielkiej powierzchni. Udało się wyjątkowo: jej szersza część północna i węższa południowa zostały połączone kaskadowo. Te uskoki są do dziś wizytówką gmachu doskonale widoczną od strony rynku. Kubistyczna konstrukcja Stanisława Tabeńskiego i Jana Noworyty. Od 12 maja 1930 roku siedziba Banku Gospodarstwa Krajowego, po wojnie aż do 1990 roku znajdował się w nim oddział Narodowego Banku Polskiego. Dzisiaj w rękach prywatnych. Świadek wojennych tragedii, to przed nim starli się 4 września 1939 roku polscy powstańcy, ochotnicy i harcerze z niemieckim Wehrmachtem;
4. ul. Wojewódzka 23 – widzicie asymetryczną, trzyczęściową bryłę? Przeszkloną dolną kondygnację? Okna narożnikowe i te w poziomych pasach oraz zaokrąglone balkony? Wiecie, że to jeden z pierwszych wieżowców wybudowanych w Polsce?! Aż osiem pięter! Budynek zaprojektował Eustachy Chmielewski nowatorsko stosując stalową konstrukcję szkieletową. Od 1931 roku zamieszkali w nim profesorowie Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych. Intelektualne śląskie Chicago;
5. ul. Francuska 12 – jeśli już mowa o inteligencji – ten budynek to wola Ślązaków. 3 maja 1923 roku uzbierano wystarczająco dużo pieniędzy od mieszkańców Katowic, żeby w 1934 roku otworzyć tutaj siedzibę Biblioteki Śląskiej. Obiekt zaprojektowany przez architektów Stanisława Tabeńskiego i Józefa Rybickiego w stylu funkcjonalizmu aż do 1998 roku służył mieszkańcom wiedzą zawartą na kartkach tysięcy zebranych w nim książek. Trzy prostopadłościany: dwa leżące tworzące narożniki i jeden między nimi wypiętrzony w górę i nadwieszony na filarach. Można w nim na chwilę utonąć;
6. ul. Dąbrowskiego 24 – widzicie zwartą bryłę zbliżoną do sześcianu? Głęboko wcięte wnęki balkonów podkreślone światłocieniem? Nie widzicie na pewno, ale musicie uwierzyć, że to rozwiązanie oferuje przestrzeń rekreacyjno-wypoczynkową przy sypialniach, nie dopuszczając nadmiernej ilości zachodzącego słońca do pokoi i usytuowanej między nimi łazienki;
7. ul. Jagiellońska 25 – konstrukcja żelbetonowa – brzmi tak potężnie, jak wygląda sam budynek obłożony płytami z piaskowca, czteroskrzydłowiec tworzący zamknięty czworobok. W momencie pełnego oddania do użytku czyli w 1932 roku był największym budynkiem biurowym w Polsce. Siedem kondygnacji, pięć nadziemnych i dwa piętra podziemne, 634 pomieszczenia, łączna długość korytarzy ponad sześć kilometrów, 1300 okien. Gmach Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego i dawnego Sejmu Śląskiego. Czego on w sobie nie ma! Przede wszystkim sale:
- sejmową, na której wzorowano salę Sejmu II RP,
- marmurową, która w czasie II wojny światowej została przebudowana według projektu Alberta Speera w stylu monumentalnej architektury nazistowskiej, a wzorem dla niej było jedno z pomieszczeń kancelarii III Rzeszy w Berlinie (służyła paru scenom w serialu „Stawka większa niż życie”),
- boazeryjna, która w przedwojennych czasach służyła jako prywatny salon wypoczynkowy Wojewody Śląskiego Michała Grażyńskiego.
Do tego niesamowity podziemny Skarbiec, gdzie w okresie międzywojennym przechowywano tzw. Skarb Śląski (głównie sztabki złota i inne wartościowe metale). Jego grube mury zabezpieczały przed rabunkiem i był zalewany wodą, gdy ktoś nieuprawniony otwierał właz. Ewentualne podkopy uniemożliwiono podziemnym basenem. Dzisiaj archiwizuje się w nim dokumenty. W podziemiach znajduje się też parę tuneli, jeden pod ulicą Ligonia z wyjściem w ogrodzie jednego z pobliskich domów, drugi prowadzi do placu Miarki, a trzeci w stronę centrum Kultury Katowic. Część piwnic Niemcy przekształcili w schron, a tzw. „paternoster” czyli paciorkowa winda jest ewenementem na skalę całego kraju. Czternaście kabin windy, które nie posiadają drzwi, ciągle krążą nie zatrzymując się na piętrach, a wchodzi się do nich podczas ich ruchu pionowego. Modernistyczny urząd i wyglądem i swoją historią zapiera dech w piersiach;
8. Plac Sejmu Śląskiego 1 – sześciokondygnacyjny prostopadłościan o gładkich ścianach oblicowanych kamieniem z oknami w układzie pasmowym czyli Gmach Urzędów Niezespolonych. Powstał jako ostatni element kompozycji przestrzennej katowickiego forum w latach 1935-37 według projektu Witolda Kłębkowskiego (ach, jaki życiorys! Urodzony w Wadowicach, studiował w Wiedniu, Krakowie, we Lwowie, wykładał w Liverpoolu i Warszawie). Był siedzibą m.in. Urzędu Kontroli Państwa, Gestapo, KW PZPR, a dzisiaj mieści się w nim wydział filologiczny Uniwersytetu Śląskiego;
9. Najstarsza nekropolia w Katowicach przy ulicy Francuskiej z 1870 roku leży na naszej trasie i nie omieszkamy do niej zajrzeć. Stanąć nad grobami Wojciecha Korfantego, młodego Łukasza Sawińskiego, malarza, który nie żałuje, że żył Witolda Pałki. Pomnik Sybiraków znajduje się na sąsiednim cmentarzu ewangelickim z 1884 roku, na którym odnajdujemy wiele niemieckich nazwisk. Ziemia, pełna ciał z ich życiorysami, emocjami, uczuciami. Mijamy Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia, pomnik przed chwilą odwiedzonego Korfantego, budynek instytucji „Katowice miasto ogrodów” i docieramy do...
10... siedziby Polskiego Radia przy ul. Ligonia 29, przez Stanisława osobiście witani. W kapeluszu, z laseczką i książką, artysta malarz i twórca radiowy, przez pięć lat (1934-39) dyrektor tego radia, śląski działacz społeczny. Jego duch nam sprzyja, bo wrota tejże instytucji magicznie się dla nas otwarły. Lekko znużony pracownik na portierni ucieszył się z wizyty i pozwolił zajrzeć do sali koncertowej. My ucieszyliśmy się jeszcze bardzie, gdyż budynek ten był pierwszym obiektem w Polsce zaprojektowanym i wzniesionym specjalnie na potrzeby rozgłośni. W 1937 roku znajdowały się tutaj cztery studia, amplifikatornia oraz nowoczesne na tyle wyposażenie, że ów gmach radiowy był jednym z najnowocześniejszych w Europie.
Stamtąd idziemy na cmentarz przy ul. Henryka Sienkiewicza z 1911 roku, gdzie spoczywają wielcy śląskiego i polskiego świata. Przede wszystkim marzenie z młodych lat Zbigniew Cybulski. Charyzmatyczny, wyjątkowy, świetny aktor, któremu 8 stycznia 1967 roku o 4.20 na trzecim peronie wrocławskiego dworca głównego powinęła się noga. Spieszył się na próbę w Teatrze Telewizji, dostał pomiędzy wagon i peron pociągu ekspresowego „Odra” do Warszawy. Spoczął w rodzinnym grobie właśnie tutaj, na pogrzebie było tyle ludzi, że ksiądz wpadł do dołu i trzeba było go wyciągać. Przemówienie żałobne wygłosił Gustaw Holoubek, a po oficjalnych uroczystościach wódkę nad jego grobem pił on właśnie razem z Kaliną Jędrusik i Aliną Janowską. Legenda nic nie wspomina o Danielu Olbrychskim i Bogumile Kobieli, jego dwóch najbliższych przyjaciołach, trudno jednak sobie wyobrazić, że ich z kieliszkiem tutaj nie było. Odwiedzamy jeszcze grób Krystyny Bochenek, Henryka Mikołaja Góreckiego oraz pomnik ofiar obozu koncentracyjnego. Następnym razem pójdziemy do Jerzego Dudy-Gracza, Jerzego Kawalca, Wojciecha Kilara, Kazimierza Kutza, Stanisława Ligonia i Alfreda Szklarskiego, w którego książkach się w młodych latach zaczytywałam;
11. ul. Bratków 4 – widzicie jedyny przykład w mieście konstrukcji szkieletowej w budownictwie jednorodzinnym i jeden z niewielu na świecie ojca modernistycznych Katowic Tadeuszy Machejdy? Willa mecenasa Edmunda Kaźmierczaka z lat 1930-31 to rozbudowana bryła o zróżnicowanej wysokości z wyciętym narożnikiem wejścia z przykrytymi i otwartymi tarasami na różnych poziomach płaskiego dachu. Na parterze dzięki cienkim i ruchomym ściankom działowym można było regulować i zmieniać według swoich potrzeb przestrzeń, która odzwierciedlała XIX-wieczny, patriarchalny podział. Gabinet, pokoje gościnne, strefa dla pani domu i część domowa z sypialniami, pokojami dziecięcymi, kuchnią i pokojem służącej. Z kominkiem kolorystycznie komponowały się okładziny kaloryferów oraz parapety. W sypialniach znajdowały się nowatorskie wnękowe szafy;
12. ul. Kościuszki 65 – dom inżyniera Jana Krygowskiego według projektu przed chwilą poznanego Tadeusza Michejdy z 1930 roku. W tym obiekcie po raz pierwszy zastosowano architekturę funkcjonalistyczną w budownictwie willowym. Niestety, w necie znalazłam artykuł z 2015 roku, opisujący opłakany jej stan, który zastajemy i my siedem lat później. Już wtedy pisano, że rozpoczęty remont od kilku lat nie może się skończyć, że urzędnicy beztrosko wyrazili zgodę na dobudowanie dodatkowego pomieszczenia nad garażem i podwyższony strych. Pomału zaczyna i do nas docierać, że miasto nie dba, nie stara się oszlifować diamentów, które tutaj ma...
13. ul. Kilińskiego 46 – okrągłe okienko bulaj, półokrągły narożnik, czterospadowy dach. Bryła fikuśna, na starych zdjęciach wygląda jakby była nie z tego świata. Ostatni ślad wczesnego Michejdy, nawiązanie do statków, etap przejściowym na rzecz funkcjonalizmu, nautyczne elementy, rombowe okna – po co taka dekoracja, skoro uznawana była w modernizmie za zbędną? Michejda projektował tutaj „od wewnątrz do zewnątrz”. Najpierw rozmawiał z klientem, wicewojewodą Zygmuntem Żurawskim, ustalał jego potrzeby. Ten nie był przekonany do awangardowych rozwiązań, co Michejda zmiękczył elementami dekoracyjności. Prosta architektura i luksusowe materiały wykończeniowe. I tutaj wnętrze to system organizacji XIX-wiecznego życia rodzinnego (salon, jadalnia, gabinet i służbówki), ale włożony w nowoczesne, modernistyczne formy;
14. ul. Poniatowskiego 19 – widzicie świątynie architekta Tadeusza Michejdy? Widzicie jego zamiar, gdy jako singel składał podanie o wydanie zgody na budowę domu rodzinnego? Ojciec modernistycznych Katowic zaplanował dwa mieszkania. Jedno z pracownią dla siebie i swoich przyszłych bliskich na parterze, drugie pod wynajem na piętrze, by ułatwić sobie spłatę długu hipotetycznego. Ojczysty styl art deco, symetryczna bryła i ekspresjonistyczne dekoracje, wyraźne i wyjątkowe nawiązanie do polskiej sztuki dekoracyjnej związanej z Wystawą Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 roku oraz formizmu Stanisława Ignacego Witkiewicza. Pięć pięter (jedno podziemne), północna fasada z frontowym wejściem to trzy wnęki podzielone filarami schodkowymi ozdobione dwiema płaskorzeźbami na temat artystyczny i architektoniczny. Tutaj swoją siedzibę miało Stowarzyszenie Architektów Rzeczypospolitej Polskiej, którego Machejda był prezesem. Na spotkaniach stawiał wśród kolegów kukłę Corbusiera. Wyganili go stąd Niemcy, chory na Parkinsona architekt umarł w 1955 roku, a wdowa po nim mieszkała na poddaszu willi-mauzoleum, którą podzielono socjalistycznie na kilka mieszkań. W końcu wyjechała do Kanady, a obiekt, przed którym dziś stoimy wygląda smętnie;
15. ul. Podchorążych 3 – widzicie transatlantyk? Opływowy kształt i zimowe ogrody w majestatycznym ryzalicie? Modernistyczny kamienica z 1936 roku zaprojektowana prawdopodobnie przez Filipa Brennera zapiera dech w piersiach. Czy autor marzył o dalekich morskich podróżach czy jedynie dał upust swojej wyobraźni? Podobno ryzalit był dodatkowym atutem dla wymagających mieszczan. Obszerne mieszkania składały się z dwóch części (oficjalnej i gospodarczej) i w takim standardowym pakiecie oferowały wygodę. Dzisiaj od czasu do czasu można natknąć się na ogłoszenie sprzedaży za parę milionów złotych;
16. ul. PCK 6 – to natchnienie ze wschodu, to racjonalizm rosyjskiego architekta Nikołaja Ładowskiego, którym inspirował się przy tym projekcie mistrz modernizmu Karol Schayer. To luksusy w postaci ogromnej przestrzeni (niektóre mieszkania miały więcej niż 200 m kw.), zimowych ogrodów, unikatowej klatki schodowej, przeszklonych loggi, tarasu na dachu, wykończeniami wnętrz drogimi materiałami. Wszystko od balustrady po klamkę zostało zaprojektowane przez samego architekta. Symfonia modernistycznej doskonałości;
17. ul. PCK 10 – tzw. miękki narożnik lub zebra, zależnie od punktu i widzenia i zawodowego położenia. Pierwsze określenie bierze się z ćwierkolistych łączeń dwóch ścian bocznych z cylindrycznymi szybami, drugie od ciemnych pasów okien kontrastujących z jasnymi warstwami balkonów. Pomnik miejskiego modernizmu z 1939 roku autorstwa Stanisława Gruszki dla doktora Kazimierza Wędlikowskiego. Miała mieścić nie tylko mieszkanie dla lekarza ginekologa, ale przede wszystkim klinikę dla kobiet. W czasie II wojny światowej mieszkali w kamienicy niemieccy prominenci, a w Polsce Ludowej partyjni notable. Dzisiaj jest znów w rękach Wędlikowskich. Podobno na dachu mieści się taras ze wspaniałym widokiem na Katowice;
18. ul. Żwirki i Wigury 15/17 – czy wiecie, że to właśnie od tego budynku Katowice nazywane były Polskim Chicago? Że śląski drapacz chmur z 1935 roku był jednym z pierwszych najwyższych budynków ówczesnej Europy? Że to gwiazda figurująca na pocztówkach, bohater filmu „Budownictwo żelazno-szkieletowe, jego zasady i stosowanie”, że był dostępny dla nielicznych ( mieszkali tutaj Kazimierz Kutz, Gustaw Holoubek, Kalman Segal i Bolesław Lubosz)? Że to najbardziej spektakularny przykład funkcjonalizmu w Polsce? Udogodnienia takie jak trzy windy, pralnia, suszarnia, kotłownia, transformator, skarbiec czyniły go 14-piętrową perełką, marzeniem każdego szanującego się mieszczanina. Biuro konstrukcyjne Wydziału Robót Publicznych Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego otrzymało zlecenie na zaprojektowanie i wybudowanie gmachu, który w jednej części miał mieścić urzędy, w drugiej mieszkania dla urzędników. Urzędnicza machina połączona z luksusem przestrzeni i wygodą miasta;
19. Ul. Skłodowskiej-Curie 20 – spartańska bryła z ulicy ukazująca jedynie swoje dwie ściany. Wiecie, że to pierwszy funkcjonalistyczny obiekt sakralny w Polsce według wzorców awangardowych architektury europejskiej? Okna-szczeliny, ażurowa dzwonnica, wyposażenie w stylu art deco. W środku lipowy Chrystus świetnie oddający funkcję kościoła – figura silnej, walecznej i odważnej postaci, jako alegoria 23. Dywizji Piechoty stacjonującej w Katowicach, dla której został wybudowany według projektu Leona Dietza d'Army i Jana Zarzyckiego.
Mijamy pomnik Ofiar Katynia na placu Andrzeja i dom z koralami. Docieramy na dworzec kolejowy. Stacja docelowa modernizmu.
Katowice – zadbajcie o siebie. Dopieśćcie te perełki, które zdobią wasze ulice. Zdmuchnijcie kurz, tchnijcie życie, zaproście kreatywnych ludzi, którzy wpadną na pomysł, jak uplastycznić historie zaklęte w kształtach ścian. Przystrójcie się modernizmem przed- i powojennym, jak i socmodernizmem, którego obliczem szczęśliwie jesteście. Konglomerat wątków, treści, systemów i zrealizowanych planów. Katowice modernistycznie wyjątkowe. Tylko trzeba chcieć.