Magia, tajemniczość, zagubienie.
Niby las, niby drzewa, niby wzniesienie, niby szlak.
Potrzask zwyczajności. A za zasłoną geologii i flory cienie istot nieznanych, szelest dźwięków nieodgadnionych, nagła zmiana temperatury i podmuch wiatru, który wcale nie wieje. Wilgoć suchego poszycia i zapach dziwnie znajomy. Pozornie swojskie, podskórnie niepojęte.
Skalny labirynt w Lixenried (Lixenrieder Felsenlabyrinth) trzeba odkrywać biegając między głazami, wspinając się na skały, wchodząc w szczeliny i jamy ziejące chłodną czernią. Trzeba porzucić potrzebę szlaku, odważyć się wciąż zbaczać w strony, które zaskakują kształtem, dźwiękiem i zapachem. Przymrużyć oczy i ponieść się zarówno wspomnieniom, jak i wyobraźni. Przypomnieć siebie, jako dziecko, tamte marzenia, wyobrażenia, przeczytane książki, zasłyszane legendy i mity. Uwierzyć, że nagle dociera się do skalnego, a jednak zielonego olbrzymiego serca i zaufać naiwnej wierze w brak przypadku.
Według tego przepisu efekt relaksacyjny wędrówki po lixenridowskim skalnym labiryncie gwarantowany;)
Wędrując dalej docieramy do wzniesienia Dachsriegel (826 m n.p.m.) i zamkniętego aktualnie małego schroniska Dachsriegl-Berghütte. Wybudowane w latach 30-tych minionego wieku przez kolejarzy na własne rekreacyjne potrzeby, służy do dziś i im i chętnym turystom, którzy za niewielką opłatą mogą wykupić sobie w nim nocleg. Materace trzeba mieć ze sobą, w dwóch pomieszczeniach zmieści się razem 12 ludzi.
Na szlaku rośnie spora ilość smacznych jagód, a widoki cieszą oko z każdym krokiem. Przechodzimy przez szosę, by dotrzeć do osady Voithenberg. Znajdują się tutaj dwa pałce rodu von Voithenberg, jeden zwany starym, drugi nowym. Ten ostatni opuszczony niszczeje, ten pierwszy wyremontowany znajduje się w prywatnych rękach. Obydwie posiadłości otaczają liczne budynki gospodarcze. W jednym z nich znajduje się zamknięty lokal gastronomiczny „Schlosswirtschaft”, w byłej stajni swoją siedzibę z małą kafejką ma klub golfowy Fuhrt im Wald, który okoliczne tereny wykorzystuje do gry. Z jednej sali, do której trochę bezpardonowo wchodzimy, jesteśmy uprzejmie wypraszani. Odbywa się właśnie prywatne spotkanie, ale już za drzwiami oferowane są nam napoje i przyjemne miejsce na tarasie w towarzystwie pary golfistów.
Niedaleko stąd do pięknego, acz ściskającego za serce miejsca. Roberthütte na wzgórzu Gaisriegel (722 m n.p.m.) to chata ratowników górskich. Drewniana, z zielonymi okiennicami, z widokiem zapierającym dech w piersiach. Zanim jednak do niej dotrzemy witają nas trzy krzyże, ku pamięci wspomnianej już rodziny von Voithenberg oraz młodej Heleny, ratowniczki górskiej, która zginęła tragicznie w dniu dziecka 2014 roku mając zaledwie 21 lat. Gdy odpoczywała po wspinaczce spadł na nią kawałek głazu i zabił. Koleżanki i koledzy ze związku ratowników Bawarii, do którego należała, ufundowali to miejsce pamięci. Śliczna blondynka uśmiecha się ze zdjęcia, jakby czas zatrzymał się w tamtej fotografii chwili.
Pomiędzy głazami docieramy do wzniesienia Reiseck (902 m n.p.m), ze szklanym krzyżem ku czci okolicznych, niemieckich i czeskich szklarzy i wspaniałym widokiem na miasteczko Furth am Wald, które jutro będzie nas gościć. Do punktu wyjścia wracamy pomiędzy magicznym skalnym labiryntem. Późnym popołudniem otulała go letnia cisza, gorący spokój nasyconego słońcem powietrza.
Sierpień idealny.