Strzeliście i fikuśnie. Gdy przejeżdża się ulicą Falkenseer Chaussee przez Falkenhelder Feld głowa aż boli od rozglądanie się w prawo i lewo, do przodu i do tyłu. Wygląda trochę jakby mieszkał tutaj czarodziej, albo jakby bawił się w budowlane klocki ekscentryk, który nie mógł się pohamować i to tu, to tam przekrzywił linię, wydłużył dach, bawił się formą okien i drzwi. Osiedle przy głównej drodze jakby nie z tego świata. I rzeczywiście takie jest – ekspresjonistyczne. Niewiarygodne, wyjęte z albumu śniącego o inności człowieka.
Jego architektem był Richard Ermisch, decernent miasta Berlina. Powstało w latach 1926-1927 i było jednym z wielu projektów tego budowlanego urzędnika. Jego dziełem są między innymi zabudowania na słynnej plaży Wannsee czy hale targowe pod wieżą radiową w Charlottenburgu. Ekspresjonistyczne domy należały do wschodniej części Spandau, który 1 października 1920 roku został częścią Berlina. W Spandau osiedlały się firmy takie jak Siemens czy przemysł obronny Cesarstwa Niemieckiego. W małych mieszkankach kwaterowali się prawdopodobnie robotnicy. Współcześnie cała dzielnica Falkenhelder Feld boryka się z socjalnymi problemami. A zaskakujące budynki czekają na docenienie, na lepsze czasy.
W takich zdaje się aktualnie tkwić wietnamska społeczność uchodźców z lat wojny 1955-1975. Wietnamczycy z południa swojego kraju przeciwni komunistycznemu reżimowi osiedlali się w Berlinie Zachodnim, ci z północy w Berlinie Wschodnim. Jeszcze długo po zakończeniu wojennych działań Wietnamczyków na uchodźstwie dzieliła tamta polityka. Uważali się wzajemnie za zdrajców, bali szpiegów i nieprzyjemnych konsekwencji, szczególnie dla rodzin, które pozostały w Wietnamie. Ci z południa zdecydowali się na wybudowanie w wolnym Berlinie pagody, do dziś jednej z największych w całych Niemczech. W 2011 roku wystawiona była tutaj największa figura świata z kamienia jadeitowego (która po wędrówce od miasta do miasta w końcu dotarła do Azji). Wracając jednak do uchodźców, którzy opuszczali swój kraj na małych łodziach, radośnie i kolorowo zaczęli zbierać się w celach religijnych właśnie w Spandau, by pod koniec XX wieku zainicjować budowę pagody Linh Thuu. Zbierali datki (lista darczyńców znajduje się wewnątrz świątyni), założyli klasztor mniszek, które dziś opiekują się tym religijnym miejscem i wywiesili flagę południowego Wietnamu, czym przyczyniali się do braku porozumienia z rodakami z północy. Dzisiaj flagi już nie ma, pagoda pożegnała się z polityką i przyjmuje w swoje progi wszystkich. Uśmiechnięty Budda, otyły, zadowolony z życia, w otoczeniu kwiatów wita wchodzących, cały teren tętni kolorami i radością, złoto, lekkość i zapach kadzidełek. W środku trzeba ściągnąć buty, by po marmurowej podłodze na boso przejść do głównej sali modlitewnej. W korytarzu znajdują się dwie ogromne tablice ze zdjęciami zmarłych, nawet (co zakrawa na sensację) mężczyzn w strojach wojskowych z obydwu stron wietnamskiego konfliktu. Słodycze, owoce i świece poustawiane na stolikach, podniosła atmosfera i pogrążeni w medytacji ludzie. Na lepsze czasy nie trzeba już tutaj czekać. Wierni po modlitwie schodzą na parter, gdzie w niedziele wspólnie je się wegetariańskie posiłki. Goście są mile widziani. Jakby na świecie nie było już polityki, wojen, rzeźni i cierpienia.
W pobliskiej dzielnicy Charlottenburg-Wilmersdorf jest takie miejsce, gdzie wszelkie tego świata bolączki dla 3576 tysięcy ludzkich istnień ustały. Wprawdzie w najokrutniejszy sposób, w najgorszych dla ludzkości czasach, w najbardziej nieodpowiednim momencie życia każdego z nich, jednak odwiedzając to miejsce, gdzie zebrani spoczywają w spokoju, można pomyśleć – dla nich lepsze czasy już nie są tylko obietnicą i nadzieją. W 3600 grobach pochowani są żołnierze brytyjscy, którzy polegli w czasie II wojny światowej w Berlinie bądź jego okolicach. Większość z nich była lotnikami i zginęła w czasie zestrzeliwań samolotów bombardujących niemiecką stolicę. Spoczęli najpierw na cmentarzu przy Trakehner Allee, który został zlikwidowany w 1959 roku. W latach 1955-57 powstał według projektu angielskiego architekta Philipa Daltona Hepwortha cmentarz przy Heerstrasse, gdzie przeniesiono szczątki zmarłych. Angielscy żołnierze, ale też Kanadyjczycy, Hindusi, pięciu Polaków i wielu bezimiennych. Wszyscy pod specjalną opieką brytyjskiej korony.
Trzy miejsca dla ludzi. Na ich gorsze i na lepsze czasy.