Wyobrażamy sobie wiele. Wyobrażamy sobie ich życie na podstawie bagiennych znalezisk, resztek kamiennych, drewnianych, kości i narzędzi. Pieczołowicie rekonstruujemy ich kształty, by odnaleźć ślad istnienia, zrozumieć codzienność, uchwycić atmosferę tamtej egzystencji. Budujemy ich domy w taki sposób, jak myślimy, że oni to robili. Tu i teraz próbujemy uwierzyć, że stworzyliśmy świat sprzed trzech czy sześciu tysięcy lat. Epoka kamienia łupanego i brązu, niebotyczna przestrzeń czasu. Tysiące lat później - my.
Nad Jeziorem Bodeńskim w 1922 roku powstały pierwsze rekonstrukcje palafitów, które rozsiane były po całej Europie. W Niemczech, Austrii, Francji, Włoszech, Słowenii i Szwajcarii, wszystkie w rejonie Alp. W 2011 roku zostały uznane za obiekty światowego dziedzictwa Unesco. W Unterhuldingen znajduje się 23 domów na palach i muzeum, które do Unesco nie należy. I my, turyści, opieszale przyglądający się nieistniejącemu światu. Przechadzamy się po kładkach, wchodzimy do środka domów, które wybudowano bez gwoździ, czujemy mdły zapach dymu i wyschniętych wodnych traw. Wyobrażamy tamten świat, gdy nie było tutaj nic poza jeziorem i górami. Gdy nie było dróg, innych budynków. Gdy wiał wiatr i padał deszcz, bądź była burza. Imaginacja lata jest łatwiejsza, bezpieczniejsza. Przysiadamy na deskach pomostu i zatapiamy stopy w chłodnej wodzie. Przyszedł moment, gdy uciekli, gdy nie czuli się tutaj bezpiecznie. Tysiące lat później dno Bodeńskiego Jeziora oddało ich ślady. Archeolodzy rozpoczęli badania, a w końcu rekonstrukcje. Zrzeszyli się i zainicjowali skansen. Jednym z jego dyrektorów był archeolog Hans Reinerth, pionier palinologii i archeologii osad. Należał do NSDAP, wspierał Hitlera, głosił wyższość germańskiej rasy w licznych publikacjach, brał udział w rozkradaniu żydowskiego dziedzictwa kulturowego, udowadniał, że to Germanie zasiedlali Grecję od północy. Na stanowisku dyrektora „skansenu prehistorycznych czasów niemieckich” pozostał do swojej śmierci w 1990 roku. Jego następca Gunter Schöbel otrzymał w spadku jego zamknięte archiwum. Zgromadzone w nim przedmioty katalogował, a m.in. 700 książek zwrócił Ukrainie i ponad 10 tysięcy neolitycznych znalezisk Grecji. „Zabezpieczone”, a tak naprawdę zrabowane obiekty swojego poprzednika.
Nie dowiemy się, czy byli mieszkańcy tych wodnych domów mieliby jakiekolwiek zdanie na temat ludzi, którzy zajmowali i wciąż zajmują się ich historią. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie na przestrzeni tysiącleci, co robi jeden mały człowiek? W obliczu tego miejsca, prac prowadzonych od ponad 100 lat, pieczołowitości konstrukcji, czasu, pieniędzy i wiedzy, nic zdaje się nie grać żadnej roli. Oni i my, cichy plusk wody.