Stoją rozpalone słońcem, rozgrzane upałem, dumne wciąż, choć skazane na samochodową śmierć. Cmentarz ciężarówek. Ponury wyraz ludzkiej ułomności, niegospodarności, przeliczenia się. Ich właściciel ogłosił finansową upadłość, a one koczują na byłym parkingu firmy spedytorskiej, której powinęła się noga. Pochłania je od ziemi flora, zielska i trawska docierają do kabin, krzewy oplatają wiotkimi gałązkami, wandale rozbijają ich szyby. Nikt się zdaje ich stanem nie interesować, a najprawdopodobniej w wypadku plajty nie wiadomo do kogo tak naprawdę należą. W kontenerach ślady biura, książki, dokumenty, kubły na śmieci. Ktoś tu kiedyś zarabiał pieniądze. Ktoś przychodził do pracy. Ktoś tymi samochodami przewoził towary. Ktoś musiał naprawdę popaść w tarapaty, że nie udało mu się tych pojazdów sprzedać. Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Werne ograniczyła się na tyle, że zapomniała o najważniejszym – trzeba po sobie posprzątać.