Kiedy byłam małą dziewczynką z lubością jeździłam palcem po mapie i grałam w „Miasta, państwa“, jeśli tylko znaleźli się chętni. Palec wskazujący prawej ręki rozbudzał wyobraźnię odnajdywanymi nazwami miast czy wysp, a gra na wpisywanie przeróżnych nazw zaczynających się na wylosowaną literę przyprawiała nie tyle o wypieki na twarzy, ile o rozpalenie mózgów. Efektem ubocznym tej rywalizacji był oczywiście rozwój wiedzy, jednak dla mnie najprzyjemniej było wtedy, gdy jako jedyna znałam miasto zaczynające na Y! Pamiętam uczucie triumfu i dumy do dziś, ten pierwszy moment, gdy, oczywiście po sprawdzeniu, czy to prawda, wpatrywano się we mnie z uznaniem, a nawet zazdrością;)
A ja wyobrażałam sobie, jak w Ystadzie jest. Pierwsze skojarzenie to skorupa, twardość nieoczekiwanego słowa. Później dodatek „szwedzkie” nadał mu egzotycznego zabarwienia błękitem i kratką. Jeszcze później widziałam w swojej głowie prom i mewy, co było oczywiste. Encyklopedie w socjalistycznych czasach właśnie takie przekazywały informacje. Cienka nitka łącząca na mapie Świnoujście z Ystad jawiła mi się jak urywany sygnał s.o.s, jak nie do pokonania wróg stojący na niebieskiej przestrzeni dzielącej Polskę od Szwecji.
A Ystad jest urocze i przytulne. To miasteczko szachulcowych domków i mariackiego kościoła, z którego hejnalista gra na trące hejnał, jak w Krakowie. Przerywana nitka łączy z minionym, dziecinnym światem. Tutaj hejnał rozbrzmiewa tylko wieczorem, co piętnaście minut od 21.15 do 1 w nocy. Spokój snu, mieszczańskie bezpieczeństwo namaszczone dźwiękiem. Zaufanie tradycji i pielęgnacja rytuałów. Sam kościół jest dostojny, romański. Wygląda, jakby przysiadł na chwilę dawno temu, w XIII wieku i zapomniał się w ciszy niekończących się uliczek i blasku latarni.
Ystad to również kryminał, o którym w tamtych dawnych czasach jeszcze nie miałam pojęcia. Kurt Wallander przemyka to tu, to tam, mieszka przecież w samym centrum miasta, Melancholijny policjant śledczy, przechodzący różne życiowe kryzysy, jak każdy z nas, tak zrósł się z miastem, że przybywają tutaj czytelnicy, którzy chodzą jego ścieżkami, jedzą w restauracjach, w których i on bywał, podziwiają zebrane z Kurtem eksponaty w Centrum Filmowym Cineteket.
Mała dziewczynka spotkała na wieczornym rynku w Ystad dorosłą kobietę i przytuliła ją mocno. Nic się nie zmieniło poza zewnętrzną oprawą i lekkim doświadczeniem. Smak odkrywania nieznanego jest tak samo fascynujący.