Stojąc przed oknem zostawiamy za sobą niezwykły maderski świat. Władysław Warneńczyk uśmiecha się z rajskiej wyspy zagryzając możliwą tęsknotę za ojczyzną bananem, do wulkanicznego rodowodu nawiązujący budynek Mudas pozornie bez końca jednoczy się z oceanem, dorodne trudno dostępne ogrody grzeją w słońcu, amatorzy kąpieli zanurzają ciała w chłodnych wodach Atlantyku, a prastare laurowce giętko zanurzają się we mgle. Najdłuższa rzeka Madery Ribeira da Janela wzięła swoją nazwę właśnie od tego okna, przed którym zostawiamy cały dzień, by przejść przez nie w świat, którego nie obchodzą nasze ludzkie perypetie i losy. Ocean, wulkaniczne skały, kamienie na plaży, zachód słońca, horyzont i nieustanny szum. Malutka figurka Maryi próbuje okiełznać grozę potężniejszej od nas natury. Pochyla lekko głowę z groty, prawie niezauważalna, jakby poddała się przeznaczeniu. Ci, którzy ją tutaj przynieśli, próbują mu zaprzeczać, sygnalizują istnienie mocy większych, które mają nas strzec i nami się na tej planecie opiekować. Z przodu na podłużną wyglądająca skała jest niezmiernie fotogeniczna. Spoglądając na nią z naturalnego okna dostrzega się idealność tego przypadku. Jakby ktoś formował ten świat swoim estetycznym zmysłem, jakby nadawał mu kształty wiedząc, że najpierw ludzkie oko, a później fotograficzne aparaty będą się cieszyć tą kompozycją. Dobrze tak zakończyć pełen wrażeń dzień. Cud natury i ułuda wiary.