Czy arytmia serca może być przeszkodą w karierze sportowej?
Wczoraj jeden z najsłynniejszych piłkarzy współczesnego świata skończył 40 lat.
Imię Cristiano zasugerowała ciocia, pracująca w katolickim sierocińcu, drugie imię Ronaldo nadał mu tata na cześć swojego ulubionego aktora, Ronalda Reagana. Tata, który był pijącym ogrodnikiem. Mama była kucharką, dorabiającą jako sprzątaczka we Francji. Razem z rodzicami i trojgiem rodzeństwa mieszkał w komunalnym domu w Santo Antonio na przedmieściach Funchal.
Skończył szkołę podstawową. Kopał piłkę, jak tysiące dzieci na całym świecie.
W przyszłości sam będzie ojcem szóstki dzieci. Jeden syn umrze krótko po porodzie, a matka innej trójki (syna i bliźniąt) nie jest znana.
I ma piwnicę, którą przebudował na kapliczkę. Trzyma w niej prochy swojego synka i ojca, rozmawia z nimi, wierząc, że pomagają mu w tym, by być dobrym człowiekiem.
„Pszczółka” vel „Płaczek”. To pierwsze za szybkość na boisku i sprytne zwody, to drugie za wilgotne reakcje na przegraną. A arytmię pokonał ablacją serca w 2000 roku. Potem pod względem sportowej kariery było już tylko lepiej.
Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro świętował swoje okrągłe urodziny w Arabii Saudyjskiej, gdzie obecnie mieszka. Urodził się na Maderze i tutaj ma nie tylko dom, ale i hotel, a pod nim własne muzeum. Usłyszałam o nim od syna, który z wypiekami na twarzy opowiadał o Maderze, o Ronaldo i o spełnianiu chłopięcych marzeń. Dlaczego nie? Urodzinowo, zimowo i urlopowo można wybrać się na słynną wyspę kwiatów, zamieszkać pod piłkarską strzechą i poczuć normalność świata, normalność, którą każdy człowiek może przekuć w wyjątkowość. Muzeum Cristiano wygląda na pierwszy rzut oka, jak kult jednostki. Na drugi może być radosną manifestacją wcale niełatwego startu w życiu, ani też jego przebiegu. Raz lepiej, raz gorzej. Raz zdrowo, innym razem śmiertelnie smutno. Raz mecze bez sukcesu, innym razem mistrzostwo świata. Najpierw marne grosze, a po niekończących się treningach ciężkie miliony.
Przed muzeum stoi bardzo nieudana rzeźba piłkarza. Pokraczny żart na temat nieskazitelności naszych wyobrażeń. Przed całym tym zebranym w prywatnym muzeum blichtrem postawiono bubel. Nie myślmy, że wszystko jest udane, że czyjakolwiek życiowa droga to pasmo sukcesów. Zajrzyjmy za kotarę, spójrzmy na siebie. Sukcesem jest podnosić się z upadku i iść dalej. I cieszyć się szczęściem innych.