Wyruszamy w jesień, w las ciepłych brązowych kolorów, zastygły aurą odpoczynku od wegetacji, w szelest typowy dla października. Jednak już po chwili, po paru krokach spotykamy krokusy, nasyconą zieleń młodych listków oraz fiolet kwiatków. Pierwsze roślinki wychylają spod zeszłorocznego dywanu lekko i giętko swoje pączki. Przyjrzeć się dokładniej, to widać początki inwazji, która wyziera z każdej strony, z najmniejszej nawet szpary starego, zeschłego świata.
Po krótkiej wizycie w jabłkowym sklepie w jabłkowej wiosce Wesendahl, gdzie nawet w marcu można zaopatrzyć się w rosnące w tej okolicy owoce, jak i wiele innych regionalnych produktów, wyruszamy w trasę 66 Jezior w miejscu, w którym zakończyliśmy ją ostatnim razem. Pierwsze 1,5 kilometra to oswajanie się ze słońcem i ciepłem, z jesiennym, a po chwili wiosennym zaskoczeniem. Nareszcie jest marzec, nareszcie czuć wiosnę! Pierwsze jezioro na trasie, Kesselsee, pokazuje nam oprawiony w ramy obraz samego siebie. Błękit tafli, dzikość wybrzeża, jedna kładka prowadząca do jego wód. Suche drzewa wokół, niektóre wciąż strzeliście skierowane ku niebu, inne opadły w umieraniu na podmokłą łąkę i proszą o zdobycie. Przebiśniegi niewinne i cienie ścielące mamiąco nasz szlak. Szpaler drzew – te po prawej ogołocone ze wszystkiego, te po lewej soczyście zielone. Nazwa drugiego jeziora w takiej aurze nie zaskakuje – Paradiessee, czyli Jezioro Rajskie, arkadia dziewiczości. Wystające z wód korzenie rosnących w niej drzew i malutkie kępki wysepek pieszczące wyobrażenie o edenie idealnym. Skrawek miejsca dla siebie, ale jednak w towarzystwie, z sąsiadem oby o tych samych poglądach i potrzebach. Łabędzie i dzikie kaczki, rozkrzyczany zbliżającą się wiosną świat. Na całych jeziorach rodzi się nowe życie – pod wodą, na nich i wokół. Rozbuchana prokreacja ekosystemu.
Parę kroków dalej docieramy do „chatki koło świerku”, jak głosi jej nazwa, a przed nią napotykamy na kawałek drzewa, wyglądający jak poroże jelenia z czaszką. Tryumf zimy? Oddech przeszłości? Przed nami długa część szlaku wiodąca przez las. Najpierw zbieram męskie kwiaty leszczyny, wyglądające jak gąsienice zwiastuny wiosny, pełne leczniczych właściwości, z których tradycyjnie zrobię roślinną wersję parmezanu, a później przez długą chwilę rozmawiamy z właścicielem lasu, przez który wędrujemy. Po raz drugi przejeżdża obok nas swoim ogromnym terenowym samochodem, tym razem biegnie przed nim pies, a on sam zatrzymuje się z propozycją, by i nasz czworonóg też trochę pobiegał (akurat trzymaliśmy go na rękach). Nie wolno tutaj wprawdzie poruszać się psom bez smyczy, no ale nie bądźmy tacy zasadniczy. Opowiada nam potem, że pochodzi z zachodnich Niemiec, z rodziny o tradycjach leśniczych. Że jego brat przejął rodzinne przedsiębiorstwo, a on po zmianie systemu przyjechał do wschodnich Niemiec, by kupić sobie las. Zadłużył się wprawdzie, ale dziś jest zadowolony, bo od 25 lat ten bór go utrzymuje. Opowiada o łowach, o ekosystemie, o tym, jak dba, by las rósł jak chce, a nieodstrzelone zwierzęta mogą dzięki temu kryć się w jego gęstwinie. Prosi, byśmy się rozejrzeli. Rośnie tutaj wiele gatunków, z drogi widoczność jest ograniczona, co oznacza, że jelonek może spać w pobliżu przez nikogo nie niepokojony. Później mówi, że on sam mięsa je bardzo mało, a aktualnie wcale. Jest post, więc z żoną, jak co roku, przechodzą wiosenne oczyszczanie. Lampka wina wieczorem też jest aktualnie zabroniona. I że on rozumie, że można się sprzeciwiać zindustrializowaniu życia zwierząt hodowlanych, ich niepotrzebnemu cierpieniu. Tutaj, we własnym lesie, robi to inaczej, z jego punktu widzenia, na uczciwych zasadach. Na pytanie, czy dziś, w sobotę, pracuje, odpowiada, że zbiera śmieci. Podnosi z podłogi kolorowy balonik w kształcie jakiegoś zwierzęcia i kręci z oburzeniem głową. Takich „skarbów” znajduje wiele. Widział już sarenki zaplątane w sznurki i wstążeczki. Pomimo wiedzy zawsze znajdą się ludzie, którzy widzą tylko własne cztery ściany i swój interes. I to się prawdopodobnie nie zmieni nigdy. Właściciel lasu chwali Szwecję. Tam wszystkie śmieci przyjmowane są za darmo, a lasy o wiele czystsze. Po długiej chwili żegnamy się. Właściciel odjeżdża w leśną dal, a my jesteśmy wdzięczni za przepisy, które dbają o to, by takie dobra były dostępne dla wszystkich.
Dalsza droga wiedzie pomiędzy sosnami, u których pni ściele się miękko dywan mchu i spotykamy na niej dąb z przyrodzeniem, świąteczną choinkę z jedną czerwoną bombką oraz pomnik z napisem „Nigdy więcej faszyzmu”. Na małej tabliczce przed nim nie ma żadnej wiadomości, wygląda, jakby informacje zostały usunięte. Smutny, zwiędły paroma kwiatkami widok. To tutaj 21 sierpnia 1941 roku spotkało się „nielegalnie” około 50-60 antyfaszystów i komunistów, działających potajemnie w okolicy w ramach ugrupowania Uhrig-Römer. Niby prowincja, niby cicha zgoda na nazistowską działalność, jednak znaleźli się ludzie, którzy mówili nie. W wyniku prześladowań gestapo i zdrady wielu z nich zostało w 1942 roku zgładzonych, a w 1974 roku postawiono tutaj pamiątkową tablicę z imionami czterech komunistycznych bohaterów (między innymi założyciela grupy doktora Josefa Römer, zgładzonego 25 września 1944 roku). Tablica została w 2021 roku skradziona. W roku 80-tej rocznicy napaści na Związek Sowiecki.
Za drogą krajową B168 rozpoczyna się odcinek rynny polodowcowej Gamengrund, wzdłuż którego trzy jeziora rozpościerają się jak pióra na rzemyku. Najpierw Gamensee, największe i najgłębsze, z plażą, nawet dla nudystów, placem zabaw dla dzieci i polem campingowym (Country Camping Berlin). Za nim rozpościera się Mittelsee, długie na kilometr, o szerokości do 80 metrów, w sumie czwarte co do wielkości w rynnie. Najpierw wita nas nad nim różowe serce, a na końcu punkt o wdzięcznej nazwie „Widok malarza” i stare torowisko Wriezener Bahn, prowadzące do Berlina i polskiego Godkowa. I w końcu ostatnie jezioro tego etapu, czyli Langer Haussee, drugiego co do wielkości, otoczonego olchami i tatarakiem. Szczególnie jeden moment, już na jego końcu, jest piękny – jesienne, zlewające się barwy i zielona łódka na brzegu.
Docieramy do Leuenberg przeszczęśliwi. Na parkingu czeka na nas najprzyjemniejszy kierowca na świecie, który ratuje naszym zmęczonym 20-kilometrową wędrówką nogom życie;)
Jeziora:
60. Kesselsee
61. Paradiessee
62. Gamensee
63. Mittelsee
64. Langer Haussee
Trasa ok. 20 km