Jak opowiedzieć historię miejsca niszczonego przez jednych ludzi, a przez innych uświęcanego sztuką? Jak opowiedzieć o dramacie przyrody, nieszczęściu osad i wierze w uzdrawiającą moc naszej planety? Jak opowiedzieć o tragedii ludzkiej, bólu i śmierci, przemijaniu? O brutalnym siebie samych traktowaniu i o dobroci innych? Jak zawrzeć w słowa to, co od wieków odgrywa się w nas samych – walkę dobra ze złem, naiwności z szyderstwem, żądzą władzy i posiadania z potrzebą miłości?
Pritzen wszystko to skupiło w sobie jak w soczewce, wkręcone w gospodarczo-socjalistyczne systemy zarobkowania, w wojnę, wciągnięte w idee przywracania piękna tam, gdzie nikt już by go nie dostrzegał. Pritzen wydane na pewną śmierć, zniknięcie z map jako miejscowość wraz ze swoimi mieszkańcami. Pritzen odarte z ziemi, ogołocone z zabytków, z jedną, ślepą ulicą, którą dojedzie się donikąd. Pritzen, z którego przesiedlono mieszkańców. Pritzen na nowo zasiedlone, gdy uratował go historyczny przypadek, żart przełomu dziesięcioleci i nierentowność przedsięwzięcia.
Od czego zacząć? Od pierwszej wzmianki z 1495 roku? Już wtedy był inny. „Prjecny” w języku dolnołużyckim oznaczał poprzeczny. Większość okolicznych wsi położonych było na osi wschodnio-zachodniej. A Pritzen w poprzek, na osi północno-południowej. A może od Sasów, do których należał aż do Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku? Później był pruski, jeszcze później socjalistyczny. A może od trzeciorzędu bez którego nie byłoby jego historii? Może trzeba zacząć 50 milionów lat temu, gdy roślinność, szczególnie drzewa, zamieniały się w brunatny węgiel? Może trzeba wrócić do zarania, do pradziejów?
Może zacząć wojną? Tą drugą, jej końcówką, gdy 13 osobom przydarzyło się coś najgorszego, coś niepojętego, coś zupełnie niepotrzebnego?
A może zacząć od artystów? Od tych cichych ratowników w niedoli i nieszczęściu? Dawców nadziei i wiary, kreatorów odzyskujących piękno spod najbardziej skostniałej maski brzydactwa? Od idealistów, żonglujących własnym życiem dla zmysłów? Trwających w pomyśle i pracujących niezłomnie nad kawałkiem materiału, by nabrał ich dusz smaku i zapachu?
Tak, zacznę od końca...