Dalheim.
Burzliwa historia pewnego klasztoru, który już nie istnieje. Oj, co tam się działo, co się działo. Od trzynastego wieku - najpierw pojawiły się zakonnice zachwycone regułą św. Augustyna, później, już w wieku piętnastym, zamieszkali tam sobie mnisi. I oni zajęli się klasztorem, jak przystało na mężczyzn porządnie od strony budowlanej - remontowali, przebudowywali, ulepszali co się dało. Zostało sporo z tego do dziś. Później była wojna trzydziestoletnia, oczywiście nie najlepsza dla klasztoru, ale za to potem nastał barok i było o wiele, wiele lepiej - klasztor w Dalheim był zaliczany do najpiękniejszych na ziemi paderborńskiej.
Niestety,w dziewiętnastym wieku nastąpiła sekularyzacja, klasztory przechodziły na własność państwa lub w ręce prywatne i w Dalheim budynki wykorzystano na stajnie, obory i składy. Czyli królowały tam świnki i krówki i różnego rodzaju potrzebne ludziom, a raczej nie tak bardzo już potrzebne, materiały.
Tak bylo do 1979 roku, kiedy to były klasztor wykupił Landschaftsverband Westfalen-Lippe (LWL) i rozpoczął przywracanie mu dawnego kształtu, a i świetności w formie muzeum i centrum kulturalnego.
W latach 2006/07 były kompleks klasztorny przyjął nową nazwę: "Stiftung Kloster Dalheim - LWL-Landesmuseum für Klosterkultur" (Fundacja klasztor Dalheim - LWL-krajowe muzeum kultury klasztornej) i po początkowej euforii i zachwycie pomału zaczyna borykać się z problemami finansowymi. Ogromna inwestycja, która miała zwrócić się dzięki tłumowi zwiedzających, którzy jednak nie okazali się tłumem, ale może tłumikiem. Nie pomaga ciekawa oferta kulturalna, koncerty, wykłady, programy dla dzieci, ba nawet własny browar, do którego powrócono po 200-letniej przerwie.
Kryzys jest wszędzie.
No nic, dziś w Dalheim, na przekór problemom, wesoło i kolorowo. Dzieci robią różane mydełka, ziołowe cukierki, maści na dobry humor, seniorzy przechadzają się leniwie po ziołowo-kwiatowym ogródku, a reszta popija miejscowe zimne piwko i chłonie klasztorną atmosferę ostatnich stuleci.