Nie wiem ile człowiek potrzebuje snu, żeby sprawnie funkcjonować - są stany bezsenności, które zabijają, które upadlają i wyrywają bezcenną część życia; są stany bezsenności, które uskrzydlają, paradoksalnie dodają energii i unoszą w przestrzeń tych uczuć, które chyba każdy zna, a które tak trudno dotknąć i opisać.
Dziś jedziemy do Hermana Steura - przyszłego albo już świętego, jak mówi pan Mieciu. Holenderski dom starców na Sri Lance, jeden z wielu projektów, o których niewielu tutaj wie. Brama do innego świata - mały raj w dżungli dla opuszczonych starców, chorych, umęczonych podłym życiem na tej wyspie bez emerytury czy renty. Biznesmen nawrócony. Wstrząsnął tutejszym lobby i utworzył to holenderskie miasteczko perfekcyjnie przystosowane do warunków i mentalności.
Pensjonariusze zdają się być w świecie, gdzie czas mija w zwolnionym tempie. Może to ich ruchy powodują - ten starczy paroksyzm świata. Niezależnie od nas samych zaprzeczamy sobie samym i z pędu przechodzimy w łagodny powiew śmierci. Na nią zdaje się tu być czas. Jeszcze rok, jeszcze dwa z powykrzywianymi kończynami, ze śliniącymi się ustami, z chorobami zżerającymi te ciała. Jeszcze rok, dwa, trzy. Kiedyś chwila, dzisiaj wieczność.
Na końcu anioł. Jasny anioł na skórzanych kanapach przed telewizorem. Unosi swoje ogromne ciało i jaśnieje dobrodusznością, wdziękiem wiecznej młodości. Autor tego życia i tego zmiłowania. Nie ma siły opędzać się od słów pochwał i uznania. Tyle ma za sobą. Nie pierwsza twarz, nie pierwsza dłoń. Pozwala opływać kolejnym przybyszom z ich ekscytacją i euforią. Jest dobrotliwy jak Święty Mikołaj. Ma 79 lat.
Po dokładnym zwiedzeniu miasteczka, z ogromną ilością informacji na temat jego funcjonowania (goście są mile witani!) odchodzimy żegnani wcale nie zaciekawionymi spojrzeniami. Oni są pogodzeni i podnoszą radośnie swoje ręce i oczy znad lekkiego płynięcia w inną już krainę. Są i tu i tam i nie można tego nie zauważyć. Ich wdzięczność ma wymiar niebiański. Być może można to odczuć w budynku, w którym przytuliły się do siebie cztery świątynie - buddyjska, hinduska, katolicka i muzułmańska. Oddzielone ścianami, ale jedność pod wspólnym dachem.
Przy kilku dlugich stołach modlitwa przedobiadowa na sygnał dzwonka - i każdy odprawia swój rytuał. Niektórzy na końcu odwracają się do namalowanego obrazu Hermana Steura i z powagą i oddaniem pochylają swoje siwe głowy. Ich anioł stróż.
www.fhpholland.nl