O 7.15 dzwoni "zakochany" recepcjonista i pyta czy śpię. A niech cię!
Dziś gorąca niedziela, lenimy się więc nieprzyzwoicie. Wieczorem idziemy na ognisko. Tym razem towarzystwo troszkę inne, bo syngalesko-austriacko-niemiecko-polskie.
Ognisko na plaży to miód-malina. Czerń oceanu, którego nie widać, ale groźnie słychać, gwiazdy, morze gwiazd nad nami, ciepło i barwa płomieni, głos dżungli z lądu. I tubylcy. Tym razem (to nasze drugie ognisko) grają i śpiewają, a czasem zatańcza - i to jak. Szkoda, że nie rozumiemy słów, ale wzbudza to wszystko radosne wrażenie. Żona jednego z naszych chłopaków całuje mnie po rękach. Gdy pytam, przerażona, dlaczego to robi, mówią mi, że ona rzadko widzi białych ludzi!
No miód-malina. Polecam - ognisko nad Oceanem Indyjskim z tubylcami.