Pisząc w niedzielę o Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim i marszu matek z dziećmi myślałam o tym grobie na tutejszym cmentarzu. Grób cichy, niezauważalny, nie wiadomo przez kogo zrobiony. Dużo dzieci. Polskich dzieci. Myślałam, że być może właśnie one były uczestnikami marszu zainicjowanego przez poetę, ale nie - urodziły się później, na zakończenie wojny, albo nawet w 46 i umierały już po chwili...Podobno z glodu. Nie było jedzenia dla Niemców, a co dopiero dla tych, którzy przebywali w tutejszych obozach pracy. Podobno było tu strasznie, gdy wojna się kończyła, umierali najsłabsi już nie dlatego, że przyszli i zabili, ale dlatego, że poszli i zostawili - wszystkich na pastwę losu. Kto zrobił ten pomnik - nie wiem, kim byli ci Polacy, czy wrócili do Polski, czy może udali się dalej na zachód - nie wiem. Dziś opiekuje się nim przycmentarne ogrodnictwo, a od czasu do czasu jakiś Polak zapali lampkę.
Ciekawe co stało się z ich rodzicami, pewnie już nie żyją, ale może rodzeństwo? Gdzie są ci ludzie, rodzina, czy ktoś o nich wie, pamięta?