W Holzen są dwie fajne rzeczy:
1. Kopalnia naturalnego asfaltu - jedyna w Niemczech! Kto by pomyślał, pojęcia zielonego o tym nie miałam, a i nikt specjalnie się tutaj tym nie chwali, bo...większość też nie wie! Niemcy są jacyś tacy oporni na wiedzę, lokalny patriotyzm żyje w duszach starszych osób, młodsi zdobywają świat, uważając swoje okolice za nudne. A tu proszę - jedyne w całym kraju złoża asfaltu nadające się do wydobycia i wydobywane od ponad stu lat. Zważywszy, że najwięcej naturalnego asfaltu występuje w Wenezueli, Albanii i Trynidadzie - to już jest coś.
2. Jaskinia, też naturalna, największa w całym Ith - Rothestein, w której składano ofiary z ludzi i praktykowano rytualny kanibalizm.
Punkt pierwszy omijamy, magicznie przyciągani dawnymi obrzędami i może duchami, krążącymi wokół tego miejsca.
Skałki tajemnicze, ściany, na których czasem wiszą wspinaczkowicze. Dziś jest pusto, cicho, z dreszczykiem. Im dalej od paru wiejskich domków, tym groźniej, ale to może tylko nasze wyobraźnie płatają nam kanibalistycznego figla. Każda szczelina zdaje się zapraszać, omamiać inspirującym załamaniem, prześwitem nieoczekiwanym, kształtem nienazwanym. Wiemy, że przed tą właściwą są jakieś tablice i trochę krat. Przechodzimy pod wiszącymi głazami, ścieżka się kurzy(!!!, jakoś myślę o popiele, który został z tamtych ofiar), liście szeleszczą, suche gałęzie trzeszczą i chroboczą. Może to nie gałęzie? Może kości, szczątki wątłych szkieletów, rachityczne resztki mistycyzmu?
Jaskinia słabo widoczna, z zewnątrz już nie jest tak zachęcająca - wygląda jak zwykłe wgłębienie, właściwie z daleka w ogóle na nic nie wygląda. Gdy podejdzie się bliżej widać błyszczącą metalową kratę i wąską dziurę w niej. Pierwszego października zamkną i to, bo w jaskini zimują wszelkiego gatunku nietoperze i w ten sposób chroni się ich energię, gdyż każde przebudzenie w czasie zimowego snu może kosztować ich życie.
Przeciskamy się przez ten szczebelkowy brak, zapalamy latarki i wchodzimy do środka - to tutaj przed setkami lat zabijano ludzi, składano ich ciała na ofiarę, spożywano ich mięso.
Jaskinia jest zachwycająca - w świetle latarek ukazują się fantastyczne kształty, nacieki, kolory, a poza światłem nieprzenikniona czerń, groźa i nasza nienajgrzeczniejsza fantazja. Trzeba uważać na głowy, ręce, nogi, trzeba ześlizgiwać się w dół i podciągać do góry, aż dojdzie się do końca tej jaskini.
W jednym miejscu odnajdujemy linę dla tych, którzy się odważa i dla tych, którzy potrafią - można wspiąć się po niej na górę i wyjść w zupełnie innym miejscu, niż się weszło.
W innym gasimy nasze latarki i w nieprzeniknionej czerni próbujemy znaleźć kierunek i uświadamiamy sobie, że bez choćby cienia światła człowiek jest zwyczajnie zagubiony i nie ma dla niego ratunku - wdzięczność słońcu, księżycowi, gwiazdom, że są.
I to wszystko na własną ręke, bez przewodników, biletów wstępu, bez czasowych ograniczeń, bez tego całego niemieckiego porządku i praworządności. I mało kto o tym tutaj wie!