Takie poznawanie jeziora - na okrągło, wokół, wzdłuż i wszerz - może się zmienić w nagły przypływ jasności, jedności i spokoju. I pogodzenia.
Punkt startu, początek dokładny, który zostaje na czas wędrówki w głowie. Zapamiętać moment wyjścia, coś charakterystycznego, coś orginalnego i nie pomylić z innym, podobnym.
A potem iść. Drogą ugładzoną, zrobioną, chwilowo tylko wydeptaną. Zbaczać w las lub jeszcze lepiej na brzeg. Na brzegu woda i ziemia, bagno i trzcina. Drzewa pochylone, w wodzie częściowo zatopione, pokrzywione kaprysem musu i życiowych soków. Suchość minionego lata i lekkość wyłaniającej się tegorocznej, czekającej na start, wiosny.
Łut szczęścia i jednak prawdziwy ptak treli na całe gardło, a ludzie odbudowują rodzinne majątki lub je porzucają. Ten dom miał szczęście, ten mniej lub wcale. W jednym życie tętni, ludzie zachodzą, w drugim głucho i kurz na opustoszałych pokojach. Od czego to zależy? Smutek porzuconych ludzkich tworów czuć zawsze, choć nie wszyscy potrafią tę energię odebrać.
Pięknie ułożone trawy, zakola, zakamarki, kanał jako ewentualność. Żeby nie zarzucić braku szans czy możliwości. My nie korzystamy, chcemy dopełnienia, chcemy tego początku i czekającego końca - tak myślimy, jeszcze w drodze, jeszcze nie "oświeceni".
Nurek, wędkarz, namiot, a nawet plaża smutno wyglądająca. Statki, stateczki, łódki, zamknięte bramy doczesnych majątków. Moje, twoje, idź sobie. Nie waż się zakłócać nabytych praw. W obliczu wieczności komiczne księgi wieczyste. Czyje to będzie za 100, 200 lat - ta kupa metalu o kształcie bramy? Terytorium posiadaczy sutych kont lub zaciągniętych kredytów. Uliczki, ulice, tory kolejowe, most jeden i drugi, stal oraz ewolucja. Taki przepływ ziemskiej historii w mikroświecie jeziora. Im bliżej naszego początku, a tym samym i końca, tym bardziej po ludzku, natura usuwa się w cień. Nawet żółty dźwig i wieża ciśnień w tle.
Choć nie, łabądź się puszy i odgania ludzkie postaci. Na tle granatu nieba ma więcej odwagi i praw.
Wokół to płynność początku i końca. Nie ma tego, to nasza potrzeba zamykania się w ramy, bo podobno bezpieczniej. Tak czy nie - płynność się nie chwieje i nie znika. Zaczyna się, niby kończy, jedno jest drugim i trwa: nie ma się co denerwować, nie ma co użalać nad zmiennością i bezpowrotnym końcem - to płynie nieustannie. Panta rei.
Lietzensee - wanna Oranienburga.