Kreuzberg to kolorowy ptak Berlina.
Są tacy, którzy się tej dzielnicy boją i opowiadają, że jest niebezpieczna. A to dzięki systematycznym medialnym relacjom z corocznych "obchodów" pierwszego maja. Tradycja ta, jak wiemy, sławą dobrą się nie ciesząca, więc i telewizyjne informacje przed owym dniem i w jego trakcie rozsiewają strach i zagrożenie.
Pochody ludzi pracy napotykają na radykalne bojówki, neonazistów, prawicowców, lewicowców - kto ich tam wszystkich rozróżni. Im tak czy siak o rozróbę chodzi, adrenalinę wątpliwą, podpalanie aut i zadawanie ran, obojętnie pod jaką nazwą by się nie chowali.
A szkoda. Szkoda, że właściwie tylko z tej strony mówi się o Kreuzbergu. O Karnawale Kultur w czasie Zielonych Świątek wspominają tylko krótko i nieuważnie.
Kolorowy ptak przygarniający wszystkich kreatywnych, wciąż poszukujących podstarzałych rewolucjonistów i spełniających się w biedzie i artystycznej wenie obywateli świata - z nonszalancją, niedbałością i radosną potrzebą tworzenia. Kolorowy muzyczny i artystyczny jarmark ludzkich dusz.
Zurbanizowana dzielnica z 1920 roku. Na początku lat 70-tych oddawała swoje domy gastarbeiterom, dzięki którym (a nie "przez których"!) współczesny Berlin ma taką, a nie inną, wielonarodową twarz. Mała Turcja lub Istambuł, do dziś bardzo turecka dzielnica stolicy. W latach 80-tych w pustostanach zadomowili się ci, którym nie wychodziło lepiej, a próby ich odbioru wywoływały święte oburzenie i utrzymujące się niepokoje społeczne.
Ta mieszanka i mentalność niezależnych, ale pragnących wolności dla siebie i innych, przyczynia się od niechcenia każdego dnia do niepowtarzalnego klimatu tych miejsc - kolorowo brudnych ulic, klimatycznych knajpek i pracowni, wspólnych ogródków i spraw.