Nie wszyscy lubią chór.
Fryderyk Wilhelm Trzeci lubił. I to bardzo. Rosyjski szczególnie, donośne, potężne głosy azjatyckich tęsknych gardeł. Wyobraził sobie na pewno, że te głosy będą szczere, gdy da się im przestrzeń, drewno i zieleń jak u Czechowa.
Fryderyk miał to szczęście, że mógł swoje idee realizować prawie nieograniczenie. Prusy to Prusy, rosyjski chór nie zamawiano sobie ot tak, za obopólną zgodą, tylko selekcjonowano z tysiąca jeńców pojmanych w walkach roku 1812. 62 znalazło się w Poczdamie jako kulturalna rozrywka na dworze pruskim. W 1813 sprzymierzono się - Prusy z Rosją - być może pod wpływem muzyki, król Fryderyk i car Aleksander dogadali się w tej sprawie wyśmienicie.
Gdy temu ostatniemu się zmarło, żyło w Poczdamie jeszcze 12 chórzystów. Pamięć żywej przyjaźni i zwykła ludzka wdzięczność skłoniły Fryderyka do wydania rozkazu o założeniu kolonii pod Poczdamem - rosyjska wieś w formie hipodromu z krzyżem świętego Andrzeja, 13 domów pokrytych dachówką, z balkonem i loggią, ogrodem i jedną krową dla każdego. Na pobliskim wzniesieniu Kapellenberg wybudowano cerkiew św. Aleksandra Newskiego i 14 dom, zamieszały przez królewskiego lokaja Tarnowskyego.
Wprowadzono się i żyto jak w Rosji, głosy grzmiały na królewskich dworach i rodziły się dzieci. Powinny się były rodzić, szczególnie synowie, bo domy mogły być dziedziczone tylko przez męskich potomków kolonistów. Różnie bywało, dziś już tylko w jednym mieszkają potomkowie tamtych czasów - rodzina Grigorieff. Reszta jest w rękach obcych. Własność prywatna.
Muzeum, restauracja, herbata z samowara i czarne porzeczki na krzakach. Wieś w środku miasta, jakieś imprezy rosyjskie od czasu do czasu i cisza. Tiszyna.