Właściciela Pizzarelli nie interesuje dorabianie się tylko zarabianie na bieżące potrzeby i tyle. Nie znajdzie się więc nigdzie żadnej reklamy tego miejsca, nawet szyld skromny ukryty jest na drzwiach. Turysta czy przypadkowy przechodzień nie ma szans na znalezienie tego małego skarbu Höxter.
Właściciel, jak już wspomniałam, nie zarabia wielkich pieniędzy, tylko dba o przeżycie i cieszy się leniwym sączeniem kulinarnego interesu.
Właściciel kupuje ekologiczne zboże od okolicznych rolników, mieli je sam i robi z pełnoziarnistej mąki najlepsze na świecie ciasto na pizzę. Reszta składników jak najbardziej starannie dobrana, świeża, zdrowa i wypiekająca się w najprawdziwszym ogniu, który płonie na własnoręcznie pozbieranych przez właściciela w okolicznych lasach kawałkach drewna.
Pizza serwowana na drewnianych deskach w scenerii antykwariatu, bo właściciel trudni się z miłością renowacją starych mebli, smakuje niebiańsko. Niedbały luksus przyjemnego towarzystwa, głębia ludzkich uczuć i przyjemność sensownego dialogu dopełnia reszty. Piwo z regionalnych browarów, wino ekologiczne i szeroki uśmiech właściciela - warto przejechać choćby tysiące kilometrów, by tam być i się zanurzyć w rozkosz: kulinarną, ludzką i jak najbardziej iluzoryczną, intelektualną, bo spotykają się tutaj ludzie mający coś do powiedzenia, niekonwencjonalni mistrzowie (prze)życia.