Oporów opierał się na długach. Być może stan ten trwa do dziś, ale tego nie można twierdzić na pewno. To, co było kiedyś, odsłonił nieubłagalny czas.
Miasteczko dziedziczne rodziny Oporowskich herbu Sulima. Mikołaj żyjący na przełomie XIV i XV wieku uzyskał dla Oporowa prawa miejskie, rozpoczął budowę kościoła i zamku. Władysław, jego syn, biskup, arcybiskup i prymas, dokończył budowy i osadził w powstałym klasztorze zakonników Ojców Paulinów. Po Oporowskich, od początku XVII wieku, funkcjonowano na sprzedaży, dziedziczeniu i długach. A to dzieci spłacały te zaciągnięte po matce "na ulepszenie stanu dóbr", a to komornicy zajmowali gotówkę lub zboże w spichlerzach, a to zaciągano kolejne pożyczki od zacnych i możnych znajomych. Bywali i tacy właściciele, którzy o te zadłużone majątki się nie troszczyli, hulańczo sobie żyli, ciesząc się wolnością polskich równin. Potem się procesowali o podział tego, co się ostało, resztę sprzedawano bądź konfiskowano.
300 lat się tak "bawiono", niepoważne może, ale pięknie zamku i otaczającemu go parkowi to nie zaszkodziło. W końcu w XIX wieku Tomasz Orsetti się znalazł, który spłacił ciążące na majątku długi, zbudował cukrownię, rozwinął produkcję młynów, browaru i gorzelni, podniósł produkcję rolną i hodowlaną. Gdy zmarł, sukcesorzy otrzymali dobrze prosperujące folwarki, spichlerze i kapitał, ale majątku nie utrzymali w całości, podzielili, pokłócili się. Jak się ma ośmioro dzieci to trzeba się z tym liczyć.
Jak i z tym, że wszystko już było:
na początku XVIII wieku ówczesna właścicielka z mężem "dla ulepszenia zdrowia swojego i dla wychowania dzieci" do Europy Zachodniej wyjechała, a jeden z potomków późniejszych właścicieli w 1921 roku w Zakopanem na skutek "zażycia nadmiernej dawki morfiny" zmarł.
Długi, emigracja, narkotyki, upaństwowienie wreszcie po wojnie i muzeum Wnętrz Stylowych, nagrywane sceny do "Rycerzy i rabusiów" czy "Ekstradycji" - wszystko to i jeszcze historia miłosna oczywiście, bez niej byłoby nijak i byłoby nieważne:
W pobliżu zamku jest kościół pod wezwaniem św. Marcina, a obok niego wieki całe działał wspomniany już zakon Ojców Paulinów. Żył w nim świątobliwy Stanisław z Oporowa, który cieszył się opinią świętego już za życia (nie wyniesiony na ołtarze z powodu sprzeciwu klasztoru) i mnich, który zakochał się w mieszkającej w oporowskim zamku szlachciance. A ona w nim. Według legendy zamek połączony jest tajemniczym przejściem z kościołem, które to zakochani do miłosnych schadzek wykorzystywali. Być może w miłosnym uścisku, być może rozbiegnięci - w każdym razie którejś nocy zawaliła się część tych podziemnych korytarzy, zasypując na wieki to, co nigdy nie mogło ujrzeć światła dziennego.