Hedonistycznie spożyte śniadanie.
Ilość znacznie przekraczająca potrzeby nawet w pełni zarezerwowanego hotelu. Ilość niepotrzebna, nadmierna, drażniąca choćby tylko bladą świadomość niesprawiedliwości świata. Na talerzach, miseczkach, podgrzewaczach walają się części jedzenia, których większość wyląduje w odpadkowych półproduktach dla biednych. Zapewne i w śmieciach.
Płaci się za to zupełnie nieproporcjonalną cenę. Dla jednych majątek, dla innych drobiazg, którego w budżecie nie zauważą.
Do hedonizmu nijak się to ma. Jak i uczucie chwilowego pozwalania sobie na tumiwisizm. Momenty, których nie unikniemy - szczęście lub marny ów hedonizm, które w jednej chwili wyłączają wszelką zdrową ocenę rzeczywistości. Ta hotelowa, szczególnie dla pracowników tychże, jest bezlitosna i nieubłagalna. Codzienna praca dla przyjemności względnej, a często i udowadnianie, że oto ktoś nagle jest lepszy w nadmorskiej sypialnej hierarchii.
Lepszy ten, który ma wykupiony luksus na chwilę, czy ten, który z tych momentów żyje i całe swoje zawodowe życie udaje?
Zatrważają zdjęcia hotelowych właścicieli - celebracja pozy zadęcia, a jednocześnie pochwała rodziny i tradycji. Ci wyświokowani ludzie w kupe zgromadzeni - pokoleniami, pieniędzmi i pracą, poświęceniem i zagryzaniem zębów.
Gdy się pozna ich życie od wewnątrz, poza tą wystudiowaną fotografią i uśmiechem zadowolenia na życzenie - nogi za pas same wchodzą i odurzające pragnienie braku empatii. Nieludzkie uczucie - dobrobyt i człowiecza biedna egzystencja dla niego i w jego imię. Wielu nigdy tej różnicy nie zrozumie.
Dywagacje hotelowe na wyspie Usedom / Uznam. Jesienny czas urlopu na życzenie i jodowy oddech.