U ujścia Świny, z połowy XIX wieku dla obrony wybudowany i rozbudowany jako ciężka, ufortyfikowana bateria nadbrzeżna.
Przechodził przez różne ręce, bronił, niszczył, krył, walczył. Znosił naloty bombowców i ginęli wokół niego ludzie w tysiącach.
Potem został magazynem warzyw i owoców PSS "Społem".
Niszczał, kurczył się, pokorniał. Czasy walk, wojen, zbrojnych konfliktów odeszły w siną dal, ale on się nagle odprężył i zmężniał, wypiękniał. Stoi sobie Fort Zachodni otworem i za drobną opłatą można go zwiedzać. Dotykać dział i broni, którą kiedyś celowano w bliźnich, schylać się w pustostanach i ruinach bunkrów, budynków służących do koczowania, przeżywania, słania w świat S.O.S., czyli bardzo ważnych informacji. Czuć wszędzie metaliczny zapach armat, smarów, wojennej zawieruchy.
Armatę dziś można wycelować w niebo. Tyle ptasich kluczy o tej jesiennej porze roku.
Czerwoną gwiazdę zakupić, z sierpem i młotem, z sentymentem do namacalnej historii.
Poczytać o tragicznych losach byłych właścicieli wystawianych tu mundurów.
Rozejrzeć się wokół, może i turysta odnajdzie przypadkowo zagrzebany w ziemi militarny eksponat.
"Fort jest miejscem kontemplacji oraz obcowania z historią i przyrodą, jednak w rozsądnych proporcjach tętni także życiem odbywających się tutaj wydarzeń i imprez" - zdanie ze strony internetowej fortu.
Kontemplację zostawię sobie na łagodniejsze okoliczności. Obcowanie z przyrodą też. Imprezy lubię, jednak o innym charakterze. Historia dotyka tu najmocniej i przeraża wojenną grozą.