Irańskie linie lotnicze są słodkie.
Stewardzi zdają się pasażerów nie widzieć, przechodzą obok nich z wzrokiem wbitym w podłogę, reagują tylko na ... dotyk. Wtedy przynoszą poduszki, kubki z kawą czy wodą. Samolot z Frankfurtu do Teheranu zatrzymuje się w Wiedniu. Stoi tam sobie i stoi, coś się dzieje, a jednocześnie nie dzieje się nic, jacyś pasażerowie są przepędzani na inne miejsca, inni mają nad głową człowieka z biletem na to samo miejsce. Stewardzi nie mają zielonego pojęcia dlaczego tak jest i wcale się o to zbytnio nie troszczą.
Stoi sobie Iran Air w Wiedniu, robi się gorąco, nie ma czym oddychać, więc otwierają tylnie drzwi i pasażerowie stoją w kolejce do oddychania. Po paru wdechach i wydechach szybko zwalnia się miejsce dla następnego. Niektórzy palą. Bez względu na wszystko (konwenase i religię) rozluźnia się atmosfera umęczeniem czekania. Irankom chusty osuwają się z głów, Irańczycy przynoszą swoim słabym kobietom wodę.
Sacrum i profanum.
Samolot w końcu unosi się do lotu, ale wszystkim jest tu jasne, że za chwilę nastąpi kolejne lądowanie - tym razem trafiło na Belgrad. To sprawa polityczna. Irańskim liniom lotniczym nie wolno w Niemczech i Austrii tankować. Tutaj mówią, że Amerykanie zabronili. Embargo. Włóczymy się tak więc po niebieskich przestworzach, lądujemy i startujemy i nawet wizje katastrof już nikomu nie straszne. Rezygnacja i wyczerpanie. Atmosfera terrorystyczna jednak się nie tworzy, naród irański, przynajmniej ten, w tymże samolocie, z cierpliwością znosi chwilowe niedogodności. "Wielka polityka, a konsekwencje ponoszą ci mali".
W tym czasie stewardzi już w ogóle zapominają, że właściwie są tu w pracy i o nikogo się nie troszczą. Nie ma pić, nie ma jeść, nie ma słów otuchy. Nonszalancja. Jeden zasypia, jeden spędza czas oczekiwania na rozmowie ze znajomymi. Potem okazało się, że oni tu pracują wtedy, gdy samolot leci i do tego ma pełny tank. Ponad Belgradem zaczęli rozwozić jedzenie. Wegetarianka dostaje tackę z plastrami mięsa, a gdy protestuje, steward wdzięcznie pokazuje, że ten oto ser i orzech może sobie wyłowić. Po 15 minutach dostarcza jednak zamówione przy rezerwacji menu, a znika przy tym z prędkością błyskawicy.
Połowa pasażerów dostaje po posiłku ciepły napój typu kawa, druga połowa nie. Ludzie donoszą sobie trunki sami, jak się zniknie za budką to się coś dostanie.
A potem były turbulencje, papierowe torebki szeleściły, żołądki rzęziły, pilot nie miał litości i wysokości lotu nie zmienił.
Zasnęłam.
Jakoś to będzie - zdaje się mówić irańska obsługa.
Samolot wyląduje w Teheranie.
Z 5-godzinnym opóźnieniem, ale jednak.
Akurat na pierwsze poranne modły.