Muzyka, islam, kolor nieba. Śnieżne masywy na bliskim horyzoncie. Elburs. Teheran leży na wysokości 1000-1700 m n.p.m. 15 milionów ludzi. Metropolia, która rozrosła się jakby w ciągu nocy. Młode miasto wabiące pracą - jak nie stałą to dniówke każdy tu dostanie na pewno. Tętni, huczy, ale i jest spokojne. Sama nie wiem, może oczy Irańczyków - duże, brązowe, szklące się.
Samochodowy nadmiar w takim mieście jest oczywisty. Dzisiaj, według Irańczyka, jest spokojnie. Według niego. Właśnie skończyły się 13 - dniowe obchody nowego roku, w czasie których Irańczycy mają wolne. Dziś za pozwoleniem prezydenta mogą sobie jeszcze trochę pourlopować, czyli na ewentualne nieobecności przymyka się oko.
Tak więc dla Irańczyków ruch mały.
Litr benzyny kosztował przed Ahmadinedżadem 8 centów, dziś 25 i można w miesiącu zatankować 60 litrów. Jeśli się chce więcej, płaci się za litr podwójnie. Kierowcy na dowód posiadają miesięczne karty. W związku z tym po Teheranie jeździ 40% samochodów na gaz, elektryczne pojazdy są już w marszu. Gaz jest tańszy od benzyny i nielimitowany, elektryczne są na razie drogie.
Mieszkańcy miasta jeżdżą po stolicy na przemian. W poniedziałki, środy i soboty ci z ostatnią liczbą parzystą w rejestracji, we wtorki, czwartki, niedziele z nieparzystą, w piątki mogą wszyscy razem i dowoli. Irańczycy systemem są zachwyceni. Tak przynajmniej mówią.
Mówią też, że w nobliwych północnych dzielnicach miasta kawałek ziemi kosztuje 5 milionów euro, a za metr kwadratowy mieszkania płaci się 5-6 tysięcy. Domy tutaj budują ludzie związani z religią, mający tzw. "plecy", bo tylko oni dostają zezwolenia. Oni to mułłowie. A rewolucyjna armia Iranu Pasdaran to największa w kraju firma budowowlana - "armia kapitalistyczna", przywódcy religijni, ba nawet sam prezydent, nie mają tyle władzy, co ona.
Irańczycy o tym opowiadają. Nie po cichu. Zupełnie otwarcie. I wcale im się to kumoterstwo nie podoba.
Z tej północnej nowobogackiej dzielnicy, spod gór zaśnieżonych, widok na wschodnią część miasta imponujący. Betonowe morze jasnego budulca przelewające się poza horyzont. Wędrować tu można dowoli, Irańczycy idą główną drogą, ale i z niej zbaczają, za co ich bardzo lubię. Młodzi trzymają się za ręce, dziewczyny noszą chustki na głowach jakby prowokowały nimi cały świat.
Z pieniędzmi trzeba uważać. Płaci się w rialach, ale ceny podawane są w tomanach. Różnica jest w jednym zerze, np. cena pizzy na cenniku 6000 czyli trzeba w kasie zostawić 60 000 riali, bo to wyżej to w tomanach. Wariactwo zupełne, wariactwo w banknotach 100 000-sięcznych.
Wciąż mam wrażenie, że płynę wśród tych ludzi w ciszy i spokoju. Nie, wcale nie jest tu cicho, nie może być w takim mieście, ale się płynie jak na arabskim latającym dywanie. Te ich oczy - stoickie, harde, łagodne i zadziwione jednocześnie - wywołują we mnie spokój i łagodność. Cieszę się, wiem o ognistości tego narodu. Niechaj pozory mnie mylą.