Młody chłopak z białym turbanem i białą szatą zarzuconą na ramionach, na początku duchowej drogi. Zdawał się kipieć życiem. Wygłosił płomienną mowę o drodze człowieka do religii, którą każdy w pewnym momencie podejmuje sam, niezależnie od wiary rodziców, żartował sobie i śmiał się radośnie. Na pytanie, czy towarzysząca mu kobieta to jego żona, odpowiedział, że nie, to jego przewodniczka, ale on może żone mieć, a nawet cztery. A duchownym został na znak sprzeciwu wielkim tego świata, przede wszystkim syjonistom. Mamrotał coś o Hitlerze, ale nie długo, wdzięcznie odszedł w siną iracką dal.