Nigdy nie zapomnę plaży w St.Peter-Ording (SPO).
Nie zapomnę tego dnia, gdy byliśmy niespodziewanie świadkami spektaklu niesamowitego.
Plaża w SPO to fenomen boskiej pomysłowości: długa na 12 kilometrów i szeroka do dwóch. Piękny, drobny piach, kawał nadmorskiej łąki przed nią i morze wzburzone za nią.
Jest wietrznie i siąpi deszcz. Przestrzeń pociąga i przyciąga. Ciekawi nas, jak to jest na TAKIM końcu ziemi.
Jest oszałamiająco. Ruchome piaski, obłęd w oczach i nieprzerwana potrzeba obserwacji. Studio efektów specjalnych.
Nie zamieniłabym tej chwili na żaden słoneczny tydzień. Oszołomienie pozostało do dziś. Mogę życzyć wszystkim, by mieli szczęście złapać taki moment.
Niestety znajduje się tutaj również jedyny w Niemczech parking samochodowy na plaży...
Domy na palach goszczą turystów i opierają się dzielnie sile morskiego wiatru.
Wzdłuż nadmorskiego brzegu przycupnięte miasteczko składa się z czterech części: St. Peter-Ording, St. Peter-Bad, St. Peter-Dorf i St. Peter-Böhl. Rozkwitło dzięki wybuchowi cholery w Hamburgu około roku 1892. Kto mógł ratował się ucieczką w przestrzeń niezamieszkaną, wolną dzięki temu od zarazy. Dziś turystyka dominuje nad urodą zabudowań, wszystko kręci się wokół sprzedaży łóżek, pizz i słodkich napojów gazowanych. I kart kuracyjnych za wdychane powietrze.