Friedrichstadt jest niemożliwe. Jak domek dla lalek.
Romantycznie, że aż siąść i płakać.
Rozpłynąć się z holenderskiej rzewności.
I wcale nie piszę tego ironicznie...
To miasteczko to holenderski cukiereczek na niemieckiej ziemi.
Założone w 1621 roku przez imigrantów - remonstrantów (arminianie). To odłam protestantyzmu. Jego wyznawcy byli prześladowani w Holandii. Książe Friedrich II obiecał im na niemieckim terenie religijną wolność i tolerancję w nadziei na gospodarczy wzrost. Miasteczko zbudowano na dokładny holenderski wzór, a faktycznie utrzymująca się wyznaniowa swoboda przyciągała coraz większą liczbę wyznawców arminianizmu, a co za tym idzie - fachowców różnych dziedzin. Plan się powiódł, Friedrichstadt kwitnie do dziś - 13 wyznań (kiedyś, dziś pozostało 5), 18 mostów, dumne miano " miasta tolerancji".
Do dwustu jeszcze tu żyjących arminian raz w miesiącu przyjeżdża pastorka z Holandii. Niestety, jedyny poza Holandią znajdujący się tutaj kościół remonstrancki nie jest udostępniony do zwiedzania.