Dotykając Brutkamp (dolmen, czyli budowla megalityczna o charakterze grobowca) nagła i ekspresowa zmiana scenerii. Wokół szumi las i ściele się bezkresna łąka. Jest dziewiczo. Żyjący ludzie mają mało pojęcia o otaczającym ich fenomenie (ziemia, niebo, dusza), ale kierują się instynktem i nabytym doświadczeniem, co pozwala im przetrwać. Gdy kończy się ich czas, gdy z niezrozumiałych powodów ktoś zamiera i stygnie - otaczają go czcią świętych i mocnych dla nich kamieni. Jakoś je ze sobą jednoczą, przytulają do siebie zamykając w ten sposób dostęp do zmarłych. Że też nie myśleli, że taka nieobecność to tylko na chwilę, że nie mieli nadziei na ich powrót. Wiatr musiał potęgować żałość. Przygniatali bezlitośnie zmarłych, a sami żyli dalej. Niewykluczone, że od czasu do czasu odprawiali tu tylko sobie znane i znaczące rytuały.
Pozostała po tym energia. Dotykając głazów z zamkniętymi oczami paraliżuje rękę, a przepływająca moc niepokoi nagle trzepoczącą się duszę. Niezrozumiałe, a jednocześnie bardzo znajome uczucie. Uczucie sprzed 4500 lat wywołane przez 25-tonowy kamień o średnicy 10 metrów.
Dalej w zdrojowym, jakże zapuszczonym parku podobny grobowiec. A pod miasteczkiem kamienno-megalitowa odtworzona na podstawie prowadzonych wykopalisk osada. Chaty, piece, warsztaty i ofiarne miejsca. I grobowce znów, jakby one były w ich życiu najważniejsze.