Nasza chazjajka zabiera nas do Petergof. Poczuwa się do świętego, gościnnego obowiązku. Opowiada o trudach rosyjskiego istnienia, pierestrojce, braku pieniędzy, ale nie braku sensu tej walki o codzienność. Obiecuje cuda w rosyjskim Wersalu. A przede wszystkim oszczędza nam parę rubli, bo bez niej, jako turyści, zapłacilibyśmy za wstęp dużo więcej.
Nad Fińską Zatoką jest dziś wieczorową porą spokojnie. 1000 hektarów parku, w nim 20 pałacyków i pawilonów, każda alejka prowadzi do fontanny. Byłe miejsce odpoczynku Piotra Wielkiego w drodze do Kronsztadu zaczęto w 1714 roku rozbudowywać na wzór Wersalu. Fontanny, przepiękne, złote, dostojne, zapierające dech w piersiach. Nie jest nam dane zobaczenie ich w pełnej okazałości, przybyliśmy za późno, zakręcono kurki, ale może to dobrze, bo kto wie, czy znieślibyśmy emocjonalnie ich pełny przepych. Największa kaskada jest alegorią zwycięstwa nad Szwecją i zdobycia dostępu do Bałtyku. System kanalizacyjny długi na 22 kilometry to dzieło Wassilija Tuwolkowa, który funkcjonuje od ... 300 lat! Bez pomp i szwanku. Szaleństwo!
Snujemy się po alejkach parku zachwyceni i zmęczeni zmianą czasu i innym klimatem. Raz po raz powoli i smętnie, by za chwilę lekkim galopkiem doganiać naszą Elenę. Wracając do domu, do jej domu, "zachwycamy się" socjalistycznym budownictwem, niedbałością, trudem, prowizorką i ilością żyjących tu mas. Przy kolacji dywagujemy o moralnej stronie aktualnego czynu Norwega (Elena twierdzi, że zrobił to po to, by pokazać, że może to zrobić), o wspomnianej już greckiej tragedii i rosyjskich forach dyskusyjnych. Za szybą lokalu ogromne centrum handlowe, jakich pełno w Europie, czynne całą dobę. W środku wielki, płaski telewizor krzyczy znanymi i nam formułami programowymi.
I jest jeden problem. Zwykłych sandałów, w których przemierza się dziesiątki kilometrów tutaj mieć nie przystoi. Podobno takie noszą tylko lesbijki. Nasza chazjajka nie może się przyzwyczaić do sandałów, do mnie i do wyrazistego mężczyzny obok mojego boku. Nic jej tu nie pasuje. Jedynym ratunkiem może się okazać kolor - białe muszą być te od "niecnych wynaturzeń natury". Moje są lekko brązowe. Chazjajka być może podejrzewa mężczyznę o przebranie. Być może gubi się w domysłach i nie może spać. Możliwość wpuszczenia do domu obrzydliwości wytrąca ją ze stoickiej, azjatyckiej równowagi.
Nic to, następny gospodarz, projektant mody, widzi w moich sandałach symbol mądrości i siły. Nikt takiego obuwia, oprócz mnie, tutaj nie ma. Tzn. żadna kobieta. Naprawdę. Jestem więc mieszanką domysłów, przypuszczeń i zadziwienia. Irracjonalny gość w irracjonalnym mieście paradoksów.