W góry Harcu jedziemy po przygodę i oddech.Lekko zawirował świat. Dobrze i źle.Nieprzyzwoicie szybko.Wybieramy się na chwilę, jeden wieczór, jedną noc, jeden poranek.Bez planów, z piersiówką pełną energetyzującego płynu dodającego potrzebnej odwagi.Przeżywamy zmrok pośród skał, gubimy drogę, dróżki, odkrywamy kontury budowli w ciemnościach i odnajdujemy dach nad głową.Karmimy psy, myjemy zęby, ufamy sobie, pijemy szampana i śpimy w tej otwartej, czarodziejskiej, skrzeczącej i stukającej przestrzeni.Gdy się rano budzę, mam przyklejone do siebie dwa psy i parę zaspanych pająków nad głową. Czuję świeżość rosy i ostry zapach poranka.Na śniadanie wspinamy się na szczyt i niemiejemy z zachwytu. Grzejemy w słońcu i tulimy w przestrzeni.Taka noc wzmacnia ducha i ciało, codzienność w jej cieniu traci na znaczeniu.