Z oddali lub z bliska można było 2003 roku obejrzeć tutaj film "Nosferatu", czarno-biały, niemy, choć nie pozbawiony przerażającego dźwięku, nocą, w towarzystwie gwiazd i osobistych zwłok reżysera Murnau. Kazał się tu pochować, pomimo zgonu w oddalonej Ameryce. Ubrany dostojnie leży obok dwóch członków rodziny w metalowej trumnie mając nad sobą błękit symulujący prawdziwe niebo.
Co za cmentarz! Ogromny 206 hektarami, wcale nie taki stary, bo powstały w 1909 roku na potrzeby rozrastającego się i umierającego jednocześnie zgodnie z rytmem natury Berlina, jest parkiem, lasem, dróżkami dla biegających, rowerzystów i spacerowiczów.
Niesamowite miejsce, które dławi w gardle historią ludzkiej tragedii przemijania i zachwyca dostojeństwem i powagą śmierci, jej wyraźnie dostrzegalnej nieuchronności.
Trzeba tu przybyć na spotkanie z przewodnikiem, który opowie i o tym, i o owym, jak i co nie co pokaże, np. miejsce, gdzie Polański kręcił scenę do Ghostwirtera, pogawędzi o zebranej tutaj, światowej prominencji.
O przewodniku w Oni, mijani...