Och, Loule!
Do Loule trzeba koniecznie się wybrać będąc w tutejszej okolicy, bo to takie senne portugalskie miasteczko, które otula wyraźną tego państwa atmosferą.
Większość wybiera się tutaj w sobotę, bo w sobotę targ, jak dowiadują się albo z przewodników, albo od biur organizujących wycieczki. Turyści są masowo wożeni i wysadzani w pobliżu ogromnego placu na obrzeżach miasta, choć przynajmniej przy starym kościółku, który stwarza dobrą atmosferę i świetną, wymowną scenografię. Tyle tylko, że to nie ten targ! Dla turystów chińszczyzna i podróbki, brak warzyw i ryb, i w ogóle tego czegoś, co by choć lekko smakowało na portugalskość sobotniego poranka. Rodowitych mieszkańców też tu brak, bo oni, oczywiście, robią zakupy na tym prawdziwym targu.
Najlepiej wyruszyć do niego o poranku, gdy uliczki miasteczka jeszcze puste, słońce bawi się zaułkami i zakamarkami przejrzyście, a starsi panowie polegują na ławeczkach, dając odetchnąć swoim laskom. Jest tak czysto i wyraźnie, że żyć się chce! Na targu jest wzorcowo i wzorowo - większość kupujących to mieszkańcy, większość sprzedających to Portugalczycy, wybór kolorowy i obfity, gwar miły dla ucha, a oko syci się targowymi krajobrazami. Tu przysiąść, tam się zatrzymać, na ryneczku w cieniu drzew przed słońcem się schować i przeżegnać pobożnie, gdyż właśnie przejeżdża pogrzebowa karawana.
Karawana nastraja nostalgicznie, przeszłość, przyszłość, nie do ogarnięcia teraźniejszość. Loule ma nieodgadnioną przeszłość - jedni twierdzą, że ma pochodzenie kartagińskie z roku 404 p.Ch., inni, że rzymskie. Arabowie znów zadbali o nazwę "Al-Ulya", z czego najpierw powstało Laule i dzisiejsze Loule. Istnieje jeszcze legenda, twierdząca, że nazwa miasteczka powstała od drzewa laurowego (łac. "laurus"), które miało rosnąć w pobliżu zamku, a które do dziś widoczne jest w herbie miasta.
Zapewniam, że miłe są takie myśli, nawet w towarzystwie przechodzącego obok pogrzebu...To się wszystko na całość składa, nam żal, że minęło, bezczelność rzeczy, które trwają, jakby śmierci nie było. I dobrze, że trwają, bo gdyby i one minęły, co by nam było odwiedzać?
Rzemieślnicy w Loule nie mają komu przekazywać swoich warsztatów, wikliniarze, kotlarze, garbarze, garncarze znikają jedni po drugim.
W obliczu wyżej napisanego nie zaskakuje Nossa Senhora da Piedade - strzelisty jakby pojazd kosmiczny, biała rakieta gotowa do startu, świątynia skierowana całym swoim jesestwem na możliwą próbę ucieczki w niebieskie przestworza, gdy jednak na tym ziemskim padole wszystko by miało przeminąć.