Powiedzmy Madin...
Wystarczyło parę razy wyruszyć w wielki świat miasta Stralsund na gapę autobusem, by znaleźć się w ośrodku wychowawczym. Tak mając około 10 lat...
Potem to droga przez gehennę twardych pryczy, metod socjalistycznych wyrafinowanych, nowinki o próbach ucieczek innych, nieustanne i walka na życie całe. Rodzina zastępcza w Hiszpanii i dorosłość przychodząca nieodwołalnie i "dojrzale" z dniem 18-tch urodzin.
Madin jeździ na rowerze i szuka starej niezniszczalnej sprawiedliwości.
Fotografuje białe róże na zniszczonych, internatowych łóżkach i ciekawi go bezwstydnie, gdzie są sprawcy z tamtych lat. I ofiary. Dziś to ostatnie, wtedy łamane, pokolenie musi mieć około 30-tki. Jak on. Generacja zapomniana, ale i milcząca.
Urzędnicy jego miasta nie lubią go, być może byłoby im na rękę, gdyby się wyprowadził, bo powroty do przeszłości bywają bolesne i zawstydzają nawet oprawców.
Madin realizuje swoje rowerowe projekty dzięki wsparciu dobrych ludzi i firm i ma nadzieje, że znajdzie ukojenie w niewinnej bieli kwiecia złożongo na ołtarzu torturowanych dzieci socjalizmu.
http://www.reichlich-sportlich.de/