Zapadanie się po kolana w śnieg jest bardzo fajne do pewnego stopnia. Raz, drugi, trzeci, a potem to mokre skarpetki, czasem nawet brzuchy i brak sił na wyciąganie się do góry. Niewyobrażalny wysiłek żołnierski. Jako że jesteśmy na Stachelbergu, mamy konotacje militarystyczne i taka niewinna zabawa przyprawia o ból głowy z empatii. Obcinano kończyny i nosy wielu w latach wojennych, co tutaj bardzo nagle zrozumiałe, skoro nam po godzinie ruszania i hasania czasem robi się zimno, to jak było z nimi, gdy tak stali, leżeli, kucali na mrozach bez żadnego źródła ciepła. „Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani...”. Tą nigdy niedokończoną twierdzą broniła się Czechosłowacja przed hitlerowskimi Niemcami, bunkry połączone korytarzami i pojedyńczymi pomieszczeniami. Czynne i udostępnione do zwiedzania w miesiącach letnich.
W niedaleko położonej miejscowości Žacléř ślicznie zasypany świat, bożonarodzeniowe, czy może zimowe ozdoby na latarniach w kształcie choinkowych gałązek ze świeczką, zaniedbane piękne kamienice i ta niepowtarzalna atmosfera czeskiego prowincjonalnego miasteczka. Jak z baśni, dostojne w swojej i ich mieszkańców miniaturowości.