Skalne miasta przyciągają w sezonie tłumy, zapewne. Sezonu brak, tłumów też, pani kasjerka oddycha z ulgą, że nie musi się wysilać po angielsku, z polskim jej dużo lżej, jak twierdzi. Skały adrszpaskie są piękne, wyrzeźbione przez wiatr, słońce, wodę i mróz w kształty, które poruszają ludzką wyobraźnię: Dzban, Fotel babci, Słoniowy rynek, Ząb, Diabelski most, Wieża Elżbiety, Kochankowie, Starosta itd., itp. Jeziorko zamarznięte, drugie, sztucznie utworzone, po którym przewozi się turystów, też. Śnieg, więc sposoby zwiedzania tego miejsca najróżniejsze: na nogach, czyli normalnie, ale i na kolanach, przodem, tyłem, bokiem, z poślizgiem, na pupie, na raka, wisząc trzymając się dwiema rękoma za barierkę, wciąganie osób towarzyszących czy spychanie ich w przypadku wątpliwości włącznie. Tu są dwie trasy: jedna krótka, oficjalnie udostępniona dziś do zwiedzania, druga dłuższa, na własną odpowiedzialność. Obie były super, ta druga z emocjami, dreszczykiem i paroma momentami zawracania, bo np. bramka do przechodzenia do łódek poza sezonem zamknięta. Chyba nie będę się już w podobne miejsca o innej porze roku wybierać. Fantastycznie tam było – cisza, spokój, oddech głęboki, sarny wybiegające na drogę, powietrze rzeźkie, krystalicznie opiekujące się płucami.
Skały były długo nieznane, okoliczni mieszkańcy się nimi nie chwalili, gdyż w razie niebezpieczeństwa pozwalały im nagle „zniknąć”, zapaść się pod ziemię. Dopiero od XVIII wieku zaczęli się tu zjeżdżać turyści, a trwający przez wiele tygodni pożar w roku 1824, który zniszczył niemalże całą roślinność leśną, udostępnił skalne labirynty, a tym samym przyczynił się do powstania pierwszych szlaków turystycznych. 1839 roku wybudowano na zlecenie Ludvika Karela Bramę Gotycką z siecią chodników, mostków, kładek i schodów, gości witały pod Małym Wodospadem harfistki i budka z piernikami.