Wyłania się niespodziewanie zza zakrętu, niewidoczny z okolicznych dróg, majestatyczny, potężny, gotyk w najlepszym wydaniu, nie do zdobycia, otoczony fosami, które mieszkańcy mogli w ciągu niedługiego czasu zalać wodą. Pomysłowość, ale i ogrom budowli z XIV wieku, porażają. I, jak wszędzie, jesteśmy jedynymi zwiedzającymi. Nie ma turystów, jest cicho, dostojnie, pięknie, zimno, ale i słonecznie. Z tym większą radością jedziemy do widocznego na horyzoncie pałacu Humpert, zatrzymując się po drodze w sennej wiosce Vesec u Sobotky. Kolorowe domeczki, wiejska architektura skumulowana tak, że od czasu do czasu kręci się tutaj filmy, sielsko, anielsko, jak strzał w dziesiątkę. W Czechach można się odnaleźć na nowo, oddetchnąć pełną piersią, uspokoić i odszukać sens mijającego czasu. Skryte skarby, skarbeczki przysparzają o tyle więcej radości, że nikt się tutaj takich cudów nie spodziewa.
A w Sobotce, jak już wspomniałam, pałac w stylu włoskim z tureckim półksiężycem na szczycie. Zakochany mąż, hrabia Johann Humprecht Czernin von Chudenitz zlecił w 1680 roku włoskiemu budowniczemu Carlo Lurago jego budowę, by uprzyjemnić życie swojej italiańskiej żonie. Niestety, małżeństwo szybko się rozpadło, za to w 1991 inny włoski artysta, Claudio Parmiggiani kontynuując tradycję postawił w parku jedną z czterech części pomnika pt. „Dom pod półksiężycem”, którego kolejne trzy znajdują się we Francji, Egipcie i Włoszech. Artysta poleca podróż do każdej z nich, jako drogę do wiedzy ze świadomością, że dzieła nigdy nie będzie można oglądać w całości.