Bad Belzig nosi od 2010 roku słówko Bad, jak oznaczenie dla swoich kuracyjnych właściwości (Geoblog musi się zaktualizować, tutaj Belzig tylko bez Bad:-)). Być może odczuł to na własnej skórze Martin Luter, który głosił kazania w tutejszym kościele w roku 1530 i podobno pozostawił po sobie lipę. Miasteczko niszczone było przez wojska hiszpańskie, a nawet szwedzkie, spaliło na pewno 6.VI.1665 roku na stosie "swoją" czarownicę Hedwig Rösenmann. Być może właśnie do tego niechlubnego wydarzenia nawiązali naziści z pobliskimi oddziałami obozu koncentracyjnego Ravensbrück.
Bad Belzig ma jednak jeden z bardzo ważnych elementów, który kiedyś przyciągał dostojników, urzędników, wrogów, a dziś turystów - zamek Eisenhardt, z obowiązkową historią miłosną nieszczęśliwie zakochanego rycerza Tomasza i księżniczki, córki właściciela zamku. Oboje oddali się w objęcia śmierci i podobno od czasu do czasu można białą damę na grubych murach głęboką nocą zobaczyć...
Dla nas jest tylko biała wanna w prześlicznym pokoju, który sobie w zamkowym hotelu wynajmujemy na dwie noce. Sen jest mocny i długi, jakby duchy nie życzyły sobie dodatkowej i obcej publiczności.