Tak pojechać sobie do Bylic wrześniowymi dniami i poczuć delikatnie cierpki smak polskiej wsi. Nie smak egzotycznych pomarańczy, który ginie z podmuchem jesiennego wiatru i z brakiem letniego słońca, ale smak czarnoziemu, który rodzi bogactwo polskiego, szlacheckiego stołu. Wymieniać można by we wszystkich kolorach, kształtach i wielkościach. Od herbaty z przypłotnych pokrzyw i starzejącego sie rumianku, przez jabłko czy gruszkę obite upadkiem na ziemię, robaczywą śliwkę, po zieloną pietruchę na kanapki do śniadania i soczyste maliny rozpadające się w ustach smakiem niebiańskiej ambrozji. O poranku, w towarzystwie żółtych słoneczników i czerwonych jarzębin, z przestrzenią przełamaną drewnianym, pochylającym się płotem. Chata murowana zaniedbana, gdzieniegdzie inna, odremontowana poniekąd bogatszymi miastowymi, którzy spełniają dziecięce marzenia. Zamknięte szkoły, opustoszałe kościoły, zakupione za żadne pieniądze dworki i pałacyki. Polityczna cisza zapanowała nad zachodniopomorskim światem rolnictwa.
Bylice przynależą do powiatu pyrzyckiego i gminy Przelewice. Otoczone szczególnie żyzną ziemią, którą uprawia się tutaj od tysięcy lat. Teren starego osadnictwa, ludności prasłowiańskiej, ziemie, które Mieszko w X wieku włączył do tworzonego państwa polskiego. Wiele kropel potu w bruzdach zaoranych ręcznie, czy przy pomocy zwierzyny. Wiatr, płodozmian i zimowe zapasy w ziemiankach. Drogami, które przecinają na wzór szachownicy bezkresne pola, można dotrzeć do różnych innych miejsc: wsi, osad, miasteczek, które kryją w sobie historie i wydarzenia iście tajemnicze, jak i te dobrze znane, obiekty doskonale opisane, jak i te, o których niewiele wiadomo...
- Pstrowice, wieś nie tak mała, jak na okolicę, z kościołem i zespołem pałacowym z połowy XIX wieku. Niestety, historia jego powstania pozostała w mrokach dziejów. Słyszę tylko, że po wojnie pałac należał do państwa i były w nim mieszkania. Kobieta, która jedno z tych mieszkań wynajmowała, opowiada o budynkach gospodarczych, których już nie ma i prężnej działalności hodowlano-rolniczej. Dziś mieszka w byłej plebani, a pałac należy do polskiego berlińczyka, z dwiema z kupnem i prowadzeniem pałacu silnie związanymi żonami. Podobno berlińczyk z impetem zaczął restaurację zabytku, lecz ciężka własna choroba pokrzyżowała ambitne plany. Podobno pomimo murów i bramy zamkniętej na cztery spusty, można zadzwonić i wejść pod pozorem przyjrzenia się sprzedawanym tam samochodom. Podobno...
- Pyrzyce, od staropolskiego "pyro" czyli pszenica. Tuż po przekroczeniu granic miasta, wjeżdżając od strony Pstrowic, mijamy studnię św. Ottona wybudowaną w miejscu, skąd św. Otton w 1124 roku czerpał wodę służącą do chrztu Pyrzyczan. Od chrzcielnicy niedaleko już do spinającego i kończącego tak dobrze i z nadzieją rozpoczęty ludzki los komunalnego cmentarza. Jesienny nastrój błyszczących gdzieniegdzie złotych liści i świeżo przystrojone groby często wyjątkowo młodo umierających ludzi. Imiona takie jak Algimnat (pochodzi z litewskiego) na czarnych tablicach i cygańskie grobowce - domy. Podobno w Dniu Wszystkich Świętych stawia się tutaj stoły i ławy i biesiaduje, jakby rodzina była w komplecie. Podobno...
Naprzeciwko cmentarza pyszni się mocno nadgryziony zębem czasu sowiecki czołg z dwiema strzegącymi go armatkami. Ślad zaciekłych walk o miasto od 1 lutego do 2 marca 1945 roku. Niemców poległo około 1000-ca, 886 domów legło w gruzach. Podobno...
- Górne koło Letnina, niby nic, parę domków, ale w jednym z nich urodziła się mama naszego gospodarza! Na drutach gromada rozszalałych jaskółek, a niejako w centrum - pałacyk przeuroczy. Kupiony za 300 000 złotych przez starszą parę Kanadyjczyków, przebywających tutaj w sezonie wiosenno-letnim. Krążą słuchy, że spadkobiercą bezdzietnego małżeństwa zostanie słynne i liczne w członkach pewne polskie radio. Podobno...
- Przelewice, ach Przelewice. O nich można i należy długo i z pieczołowitością. Ogród dendrologiczny, obok niego stare, tradycyjne, przestrzenne budynki gospodarcze, do dziś wykorzystywane do wypicia kawy, czy produkcji wódki. Historia ciekawa: od XIII wieku jako wieś, przez rok 1800, gdy berlińczyk August Heinrich Borgstede rozpoczął budowę dworku, rok 1802, gdy pierwsze owce merynosy przybyły tutaj z Hiszpanii, po lata 1801-21, gdy zaczęto zakładać park. Książe August pruski kupił majątek w 1821 roku, jako zabezpieczenie majątkowe dla swoich nieślubnie spłodzonych z Augustą Arend dzieci. Co za pomysł i gest! I jakie dobre zajęcie dla młokosów! Niestety, dzieci się rodziły i umierały, a gdy zmarła i ich matka, wybudowano im mauzoleum, obecnie bardzo zniszczone, bez trumien i ich ciał, których miejsce pobytu nie jest znane. Te, które dożyły lat dorosłości o park dbały, ale żadne w pobliżu mauzoleum mieszkać nie chciało. W latach 1922-45 ogrodem opiekował się Conrad von Borsig, członek Niemieckiego Towarzystwa Dendrologicznego, nadając mu charakter naturalistycznego ogrodu eksperymentalnego. Pasja i idea, którą tak dobitnie i wyraźnie czuć na parkowych ścieżynkach, na które wpuszcza nas strażnik pomimo oficjalnie zamkniętej kasy. Opłatę uiszczamy w hotelowej recepcji i zanurzamy się w promieniach tańczących pomiędzy florą fantazyjną zachodzącego ciepło słońca. Nie sposób opisać bogactwa wyglądu zgromadzonych tutaj roślin. Nie sposób oddać niezwykłej konsystencji i świeżości oddychanego powietrza. Co za oaza pośród tych rolniczych gleb zaoranych do granic horyzontu i możliwości!
- Brzesko nad strumykiem Jordan, którego wodą chrzcił pierwszych pomorskich Wendów w 1124 roku św. Otton w drodze do Pyrzyc. Niedaleko przebiega "Droga Polska" ("Ścieżka Polska"), którą miał przemierzać św. Otton, dziś część 58 km Szlaku Ziemi Pyrzyckiej im Stanisława Jansona (Moryczyn - Pyrzyce). We wsi sanktuarium Matki Bożej Brzeskiej (Matki Bożej ludzi pracy, sprawiedliwości społecznej, opiekunki ludu wiejskiego) ze stropem stalaktytowym - klejnotem sztuki sycerskiej, wykonanym przez nigdzie niekształcony, samorodny talent pomocnika młynarskiego Michała Pahla w 1697 roku. Cudo, przeze mnie nieobfotografowane, gdyż akurat była wieczorna msza, więc nie wypadało. Wypada za to do Brzeska pojechać, by rozmach i przepych człowieczego talentu zobaczyć. Warto!
- Myśliborki, na deser, zachęceni opinią jednego z towarzyszy, że architektura drewniana, a przez to wieś niezwykła. Gdy z niej wyjeżdżaliśmy krążyła złowroga myśl - "a los mógł rzucić cię tutaj i na swoją pastwę zostawić". Mógł, na szczęście rzucił innych, którzy na "ulicy" uprawiają rozrywki sobotniego, późnoletniego wieczoru: lotki, trwanie w obserwacji, przydomowy ogródek, puszka piwa.
Wracając do Bylic trzeba koniecznie przypomnieć sobie historie mrożące krew w żyłach...
...mijane drzewo, na którym rozbił się ojciec dzieciom, który nigdy nie zasiadał za kierownicę po alkoholu, a tego wieczoru zrobił wyjątek...
...nauczyciel z żoną i córką powieszeni przez zdobywców Rosjan 2 marca 1945 roku w Letninie...
...matka syna, który zginął w górach i córki, która utonęła w jeziorze...
...sąsiad, który zrzucił żonę ze schodów, bezkarnie, gdyż wyraźnych dowodów zbrodni brak...
...opiekun ogrodu dendrologicznego w Przelewicach, zabity przez Rosjan za samo bycie Niemcem w tymże ogrodzie właśnie i tamże pochowany...
Zanurzając się w tym pozornie sielskim świecie odkrywa się takich historii nieprzyzwoicie dużo. Historii jakże często zaczynających się od "Podobno...".