Costa Verde brzmi niezmiernie obiecująco. Zielone wybrzeże i wydmy sięgające do 300 metrów wysokości. Podobno poza sezonem trudno spotkać tutaj turystów, choć przewodniki polecają wyprawę bardzo gorąco.
Kierując się na Montevecchio mijamy opuszczoną kopalnię, która rozświetlona słońcem wciąż pręży się dumnie, jakby praca w niej wrzała. Ogrome wrażenie rozmachu: i dzieła i jego opuszczenia. Srebro, cynk i ołów kryją się pod ziemią i do lat 60 minionego wieku wydobywano tutaj te sardyńskie skarby, na które porywało się w jej historii wielu. Ze słynnej nierentowności kopalnie opuszczono i pozostawiono swojemu losowi, który to próbuje się współcześnie ożywić organizując od czasu do czasu festyny i programy rozrywkowe dla turystów. Droga połamana zakrętami odkrywa przestrzenie i kopalniane widoki.
Przestrzenie towarzysza nam i dalej. Przepastne i wzbudzające lekki lęk – czy oby na pewno wystarczy benzyny na powrót, bo kto znajdzie się po drodze, by wspomóc? I niechaj nie wysiądą hamulce! I niech nie zabraknie płynu! Albo wody! Albo zdrowego rozsądku pod wpływem rozszalałego słońca!
Piękne góry, droga wijąca się serpentyną bez końca, od czasu do czasu przebłyskujące szmaragdowe wody morskie. Coraz dalej, coraz dłużej, końca nie widać, choć jednocześnie zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Zgrzyt zawiasów w opuszczonych tubylczych domkach, których mury wystają od czasu do czasu z nieoczekiwanych załamań podłoża. Domki z kikutami byłych siatek i z szeroko otwartymi bramami, których to zawiasów od lat nikt nie naoliwił, bo i po co?
W pewnym momencie wyłania się jakby osada – Marina di Arbus. Osiedle wakacyjne, zamknięte na cztery spusty, sprawiające kuriozalne wrażenie jesiennej samotności. Nie ma tutaj nikogo! Zupełna pustka letniskowych domków i betonowych szeregowców, które latem zapewne pełne są włoskich gości ze stałego lądu. Za Marina di Arbus kończy się świat, a zaczyna nabrzeże złocistego piasku, dzikiej pustynnej zieloności i rdzawych strumieni, które torują przejazd przepływając przez jeszcze asfaltową drogę. Samotne plaże, nietknięte od dłuższego czasu ludzką stopą miejsca w wodzie, które zaklinają tylko dla siebie cały muszelkowo-wodorostowy świat. Idylla, sielanka i niebiańskie uczucie odkrycia skrawka ziemi na własność.