Miasteczko, które od trzech tysiącleci związane jest z wydobyciem pokładów złóż, nie jawi się w turystycznej wyobraźni jako coś...czarującego. Na myśl nie przychodzi, że urokliwa atmosfera i magicznie się wijące wąskie uliczki otulone wykwintnie architektonicznie wysmakowanymi budynkami mogą takiego miejsca być udziałem. Fenicjanie odkryli w okolicach złoża rudy, którą pilnie i zapewne z ogromnym wysiłkiem wydobywali, ale to rzymianie założyli pierwsze tutaj miasteczko Metallica, którego to dokładne położenie nie jest dzisiaj znane. Jednak do XIII wieku wydobycie się utrzymywało, by właśnie w tym czasie pod rządami Pizy rozwkitnąć bogactwem i niemalże przelewającym się materialnym szczęściem pożądanej pieniężnej mamony. Graf Ugolino Donoratico della Gherardesca tak obłupił się wydobywanym w okolicach srebrem, że wybudował wokół miasteczka zwanego w tamtym czasie Villa Ecclesie mury obronne z 20-toma wieżami, co przyczyniło się do nadania przez Pizę praw miejskich, które między innymi regulowały samowolkę nielegalnego wykorzystywania bogactwa złóż. To już oficjalne srebrne miasteczko miało własną monetę i konstytucję, jak również przybyszów ze wszystkich możliwych stron Europy, którzy chcieli odkryć i dla swojej kieszeni to sardyńskie eldorado.
Dobrobyt skończył się wraz z przejęciem przez hiszpańskich aragończyków miasta, które przemianowano na Iglesias, co oznacza „kościoły”. Już w XV wieku srebro się wyczerpało i wszystkie kopalnie zostały zamknięte. Jęk i zgrzytanie zębów, opuszczone przez cudzoziemców i prężnych przedsiębiorców Iglesias mogło tylko przywoływać w licznie stojących tutaj kościółkach Bożą łaskę i ponowne (zapewne materialne) miłosierdzie. W XIX wieku prośby zostały wysłuchane, ówczesny świat potrzebował na gwałt i w ogromnych ilościach ołowiu, cynku i różnych innych rud. W dodatku na mocy w roku 1859 uchwalonej ustawy wszystkie okoliczne kopalnie upaństwowiono, co w praktyce oznaczało – z łopatą i kilofem po łup.
W czasach włoskiego faszyzmu miano tutaj zgromadzone surowce wydobywać i wykorzystywać do budowania 1000-letniej rzeszy, stanu którego na szczęście długo nie dało się utrzymać i kopalniana rzeczywistość po wojnie szybko upadła, jedna po drugiej zamykana z powodu i nierentowności i ogromnej światowej konkurencji.
A Iglesias ze swoimi mieszkańcami pozostało i zachowało w sobie wiele uroku bez jakiegokolwiek ołowiano-cynkowego nalotu. Choć w 2007 UNESCO uznało okoliczne górnicze osiedla, kopalnie i hałdy za dziedzictwo geologiczne (tzw. geopark), to samo miasteczko niewiele śladów tej właśnie historii nosi. Tutaj odkryje się wspomniane już wąskie, uroczo się w nieznaną dal wijące uliczki, przepiękne budynki z balkonami, kościółki, resztki murów, a nawet castello. Liczne kafejki z przepysznym cappuccino czy wzmacniającym espresso, lokale ze specjałami włoskiej maści, brak turystów i w ogóle jako takiego pośpiechu. Sennie i prowincjonalnie, średniowiecze w cichym, niemalże dla koneserów stworzonym, wydaniu.