Wodzisław chowa przede mną swoje prawdziwe oblicze, zakrywa je patyną PRL-u, broni swojej historii jak lew. Szarość socjalistycznych osiedli, nierówne chodniki, siermiężność i prostota robotniczej architektury. Bawi się w chowanego jak czart Zeflik, upadły anioł zamieszkujący przed wiekami, zanim w ogóle miasto powstało, moczary nad rzeką Leśnicą, od których wg legendy zzieleniał. Gdy pojawili się ludzie, strasznie się zezłościł i upatrując sobie na ofiarę młynarza Uherka, płatał mu za wszystkich straszne figle. Uherek poszedł po rozum do głowy i nabył na targu glinianą fajkę i worek tytoniu zwanego barzokiem. Zeflik oszalał dla prezentu, którego działanie okazało się zbawcze. Za barzok sumiennie pracował, a z biegiem czasu zaprzyjaźnił się nawet z młynarzem, u którego spędzał zimy, rozgrzewając się wspólnie z nim gorzołką i zapewne dobrą rozmową. Jak przystało na Wodzisław dalsze losy Zeflika skryte są w czeluściach czasu: być może powrócił ułaskawiony do nieba, być może słychać go do dziś spod ziemi w deszczowe i wietrzne dni.
Wodzisław brzmi miękko i męsko jednocześnie, przywołuje skojarzenie ciepłych, opiekuńczych ramion, wygodę aksamitu i trwałość bursztynu. Wyszlifowany wędrującymi właśnie tędy kupcami z południa Europy po jantar nad Bałtyk, zagospodarowany przez Celtów, Germanów i Słowian, należący do państwa Polskiego za Mieszka I, do Czechów za Mieszka II, za Kazimierza Odnowiciela powrócił do Polski, a po podziale dzielnicowym za Bolesława Krzywoustego w 1138 roku należał do księstwa opolskiego, a później raciborskiego. Zrobił się majętny i zaludniony, pysznił bogactwem i łutem szczęścia na mapie dziejów. Do 1280 roku, w którym to doszczętnie pochłonął go pożar. Po odbudowaniu w 1299 w Wodzisławskim Państwie Stanowym przeważali kupcy i rzemieśnicy, czyli trzymano poziom zostawiając rolnictwo na bocznym torze.
Gdy wybuchła wojna trzydziestoletnia miasto znów spłonęło, a wraz z nim zamek na górze Grodzisko, z którym związana jest do dziś legenda o złotej kołysce, która kołysała nieślubne dziecię służącej i jej pana. Kołyska pojawiła się w pustym pomieszczeniu basztowym, w którym kobieta powiła syna, za co spadło na nią podejrzenie, że ją ukradła. Wygnano i ją i nieprawego potomka, ale kołyska pojawiała się wciąż, a nawet słychać było płacz kołysanego dziecka tak dobitnie i dokuczliwie, że zamek z tego powodu w końcu opuszczono.
XVIII wiek to czas germanizacji ziemi wodzisławskiej i początki przemysłu przede wszystkim wydobywczego. Wzrost niemieckich wpływów, pobyt Francuzów w okresie wojen napoleońskich 1807-08, częste zmiany właścicieli, plebiscyt z roku 1921 roku, w którym ogromna większość opowiedziała się za Niemcami swoje – a Wodzisław swoje – pomimo wyniku plebiscytu przyznany został Rzeczpospolitej Polskiej. Zabawy nie odpuszczał nawet wtedy, gdy gnębiły go: kolejny pożar w 1822 roku, klęska głodu z epidemią tyfusu w roku 1847, rok później gradobicie niszczące plony, a dzień później huragan. Zdewastowany i wycięczony wciąż pokazywał oblicze inne niż by na to wskazywała pobieżna rzeczywistość. Stracił na znaczeniu znajdując się na granicy państwa, zapyział i przyjął milcząco nazistowską okupację, jak i po nim następujący realny socjalizm, który nadał mu widzianego do dziś nowego wyrazu. Pierwsza budowana od podstaw kopalnia PRL-owska powstała właśnie tutaj, nosząca chlubną nazwę 1 Maja i otwierana przez samego premiera Cyrankiewicza w roku 1960, a wraz z nią posypały się wszelkie budowlane i służące miastu inwestycje: osiedla mieszkaniowe, dom górnika, sala teatralna, szkoły, śląskie Zakłady Koncentratów Spożywczych, Amfiteatr i Muszla Koncertowa, Dom Kultury i szpital. W latach 1970 – 1990 mieszkało tutaj ponad 100 tys. ludzi. Eldorado narodowej chwały i prężności przemysłowej połączonej z wiarą, że zawsze można podnieść się ze zgliszczów.
Dziś Wodzisław zmniejszył o połowę liczbę swoich mieszkańców i uciszył odgłosy wszelkiej z rozmachem wykonywanej pracy. Nie ma Zakładów Spożywczych, nie ma kopalni. Pozostały krzyże pokutne przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i grobowiec wampirzycy na Placu św. Krzyża, którą żywcem wrzucono do dwumetrowego dołu, pozbawiono obu stóp i okaleczono ścięgna pod kolanami, by upiór nie mógł wyjść i straszyć. 50 równoleżnik szerokości geograficznej północnej przebiega wciąż przez miasto, a przy rondzie Alanya skromna kamienna tablica oddaje cześć poległym żołnierzom Czechosłowackiej Bragady Pancernej, którzy wyzwalali miasto spod niemieckiej okupacji. Rynek przypomina atmosferą miasteczka czeskie, znajdujący się tam zegar z 2001 roku chodzi jak chce, a pomnik w parku spina klamrą czasową przestrzeń lat 1257 – 2110 twierdząc, że „czas leci”.
Wodzisław nie rozpieszcza, ale próbuje tulić w swoich wąwozach, których pomiędzy jego wzniesieniami mu nie brak i rozczulać klimatem, który pozwala wiośnie zawitać wcześniej, a zimie dotrzeć tutaj później w stosunku do reszty polskiego kraju. Miasto zajmuje 29 pozycję na liście najstarszych miast Polski, a data 10 sierpnia jest ważną i symboliczną – gdy tego dnia 1536 roku groził kataklizm, mieszkańcy oddali się pod opiekę św. Wawrzyńcowi z Rzymu, którego do dziś uważa się za opiekuna wodzisławian. I tak odsłania się prawdziwa twarz miasta i znaczenie podskórnej, acz niejasnej łączności z tym surowym, wręcz topornym w swojej pierwszej odsłonie miejscem – data, która nie jest przypadkowa w życiu autorki tego skromnego tekstu.