Caroline Lilienthal napisała w swoim dzienniku:
„śnię, że wyszłam z miłego domu, który stał wdzięcznie w cieniu wysokich drzew. Czułam się lekko i dobrze, i zaczęłam wzbijać się coraz wyżej w powietrze. Mogłam spojrzeć ponad ten dom; mój wzrok opadł na bujne wierzchołki najwyższych drzew. Byłam szczęśliwa z tym uczuciem możności latania. O śnie – gdybyś był prawdą”.
Fascynowały go bociany – zazdrościł im lekkości lotu i nonszalancji lądowania. Bywało, że żył z czterema pod jednym dachem i obserwował ich budowę ciała – rozpościerał im skrzydła i wyczuwał ich konstrukcję, później odtwarzał na kartce papieru, a nawet napisał o tym książkę p.t. „Lot ptaka jako podstawa sztuki latania”. Na wzór skrzydeł budował maszyny, które miały go wznieść w powietrze. I wzniosły. Pierwszy człowiek, który poleciał za pomocą skonstruowanego przez siebie szybowca. Bracia Wrigth korzystali z jego pomysłów i spostrzeżeń, a on sam założył firmę produkującą tzw. powszechny aparat szybowcowy.
Otto Lilienthal był pierwszym człowiekiem, który spełnił nie tylko sen swojej matki, która notatkę w dzienniku poczyniła na parę lat przed narodzeniem swojego najstarszego syna, ale przede wszystkim odwieczne marzenie ludzkości. Pierwszym lotem szybowcowym latem 1891 roku zapoczątkował erę ludzkiego latania. Wszystkie swoje próby starannie dokumentował, przede wszystkim fotografiami, które wykonywał zamawiany przez niego fotograf. I choć we wszelkich badaniach nad możliwościami latania brał udział jego brat Gustaw, to tylko Otto wznosił się ze swoimi konstrukcjami w powietrze. Bardzo często tutaj, w Stölln na Gollenbergu. I do dziś to miejsce pozostało magiczne: nie tylko pierwsze loty człowieka, ale i najstarsze lotnisko świata, jak i rekord Guinnessa w lądowaniu. Jakby Otto żył i pracował tutaj do dziś...jakby miejsce jego upadku i wynikłej z tego faktu śmierci tylko użyźniło lotniczym szaleństwem tę zdawałoby się tak spokojną okolicę. 9 sierpnia 1896 roku pleciał po raz ostatni – runął z 15 metrów w dół łamiąc sobie kręgosłup. Przewieziono go w prymitywnych warunkach do Berlina, gdzie zmarł 10 sierpnia (znów ta dla mnie nieprzypadkowa data...) mówiąc podobno: „pewne niewielkie poświęcenia należy ponieść”.
Gdyby tylko wiedział...gdyby tylko mógł zobaczyć nie tylko latające nad naszymi głowami samoloty, szybowce, helikoptery, ale przede wszystkim „Lady Agnes”, która wylądowała na pobliskiej łące na jego cześć i chwałę, którą oddaje mu do dziś. 23 października 1989 roku jeden z najlepszych ówczesnych pilotów niemieckich Heinz-Dieter Kallbach zbliżył się Iłem 62, pasażerskim samolotem dalekiego zasięgu, do przygotowanej łąki o długości 850 metrów i na niej za trzecim podejściem wylądował. Ewenement godny wpisu do księgi rekordów Guinnessa, gdyż samolot tego typu potrzebował do bezpiecznego lądowania 2500 metrów. Nazwano go Lady Agnes, gdyż takie imię nosiła żona Lilienthala i pierwszą osobą, która zdecydowała się zawrzeć w nim ślub był sam pilot Kallbach. Do dziś zawarło tutaj cywilny związek małżeński 866 par, a jeszcze więcej (nie tylko par) przyjeżdża tutaj, by zobaczyć urządzone w nim muzeum i wciąż tkwiącą na jego ogonie flagę DDR.
Lilienthal-Centrum Stölln
Otto-Lilienthal-Str. 50
14728 Stölln
godziny otwarcia:
marzec: sobota-niedziela 11.00 - 16.00
kwiecień - październik: wtorek-niedziela 10.00 - 17.00
listopad - luty: niedziela 11.00 - 16.00
ceny biletów:
dzieci do lat 6 - bezpłatnie,
dzieci od lat 7 do 14: 3,5 euro, ze wstępem do Lady Agnes: 6 euro
dorośli: 4,5 euro, ze wstępem do Lady Agnes: 7 euro