Na zakręcie rodzinnych dziejów, na zakręcie wjazdu do miasta ów Chrystus skromny i ubogi wita gości, których zdaje się i pilnować, odarty z przejęcia z szat, szacunku i poważania, jakby rwał sobie włosy z głowy, widząc ten nadmiar uciech i swobody. Butiki luksusowe czekające leniwie na TEGO klienta, który tak rzadko nadchodzi. Ekspendentki i ekspendienci znużeni do granic nieprzyzwoitości zerkają spod przymrużonych oczu w stronę drzwi. Rosjanie byli fundamentem finansowym tego miasteczka, pupa w reklamowej gablocie zachęcała do swojej formy właśnie po rosyjsku, na królewskich kamienicach ogłoszenia o sprzedaży też wyłącznie cyrylicą. A oni nie przyjeżdżają już tłumnie od czasu ukraińskich problemów doprowadzając do rozpaczy niejednego hotelarza czy gastronoma. Festiwal filmowy odbywa się raz w roku, to za mało, żeby na dłuższą metę utrzymać nieprzyzwoity luksus na przyzwoitym poziomie.
Przyjeżdżali ze wschodu być może za carem Piotrem Wielkim, który w XVIII wieku zaczął pewnie nieświadomie taką tradycję. Należały te wizyty do dobrego tonu i wyznaczały pozycję na wysokim społecznym poziomie. Bywało się w Karlsbadzie dla oczu zazdrośników, by połechtać swoje ego, a innych uczucie zazdrości.
Z dziubkami z trzymanymi w dłoni postaciami zwierząt, czy budynków, czy kubków zwyczajnych, do dziś paraduje się tutaj jak na wybiegu. Mineralne źródła w liczbie 79, z czego 13 w mieście, z najcieplejszym Vřídlo o temperaturze 72 °C, wytryskającym 2000 litrami na minutę 14 metrów w górę. Smakują te wody obrzydliwie, ale wszyscy starają się nie krzywić, lecząc schorzenia układu pokarmowego. Może jedynie dzieci nie fatygują się konwenansami i plują tuż po skosztowaniu.
Miasto godne jest swojej królewskości nabytej od założyciela Karola IV, który w 1350 roku powołał do życia Gorące Łaźnie koło Łokci. Różnie się działo, powodzie, pożary, wojny zostawiały czasem niezabliźnione rany na jego charakterze, ale miasteczko podnosiło się ze wszelkich klęsk wcześniej czy później z wolą walki i uporem maniaka. Przyczyniali się do tego z pogorzelisk powstania najbardziej ludzie: rodzina Pupp ze swoim Grand Hotelem lśniącym na firmamencie międzynarodowego hotelarstwa, Jan Becher z najsłynniejszym trunkiem Czech (zakład założył tutaj w 1807 roku, do dziś tylko dwoje ludzi zna skład ziołowej mieszanki), w 1893 Ludwig Moser zakładając fabrykę szkła, które króluje do dziś na wszelkich dworach Europy, Barbara Bayer wypiekająca od 1867 roku okrągłe wafle karlowarskie, specjał miasta i turystyczny przysmak na zimno i na ciepło. Goethe, który, jak wspominałam, zaliczał Karsbad do jednego z trzech swoich miejsc na ziemi, a tacy goście jak Dostojewski, Wagner, Freud, Mozart, Liszt, Brahms, Bach, Beethoven, Chopen, Dvorak, Albright, Douglas czy Freemen i wielu, wielu innych są jak wyszlifowane diamenty dla wiecznej sławy tego uzdrowiska.
Atmosfera cudna. Szyk i elegancja z siermiężnym socjalizmem w samym centrum i oczywiście na obrzeżach miasteczka. Hotel Lázenský jest niesamowitym potworem i wyrodkiem otoczonym najbardziej urokliwą architekturą, jaką można w Czechach zobaczyć. Kolumnady, budynek teatru, liczne hotele, cerkiew i kościoły.
Niczego w Karlsbadzie nie brakuje.