Turyngia – zielone serce Niemiec, choć dla mnie leży jednak na poziomie żołądka.
Kraina pełna znaczeń, ciemnych lasów, zaskakujących historii, istotnych wydarzeń i dostojnych, wielkich w swoim formacie ludzi. Miniony świat, bliski współczesnemu.
Turyngia rozpływa się wzgórzami i nizinami u ich stóp się rozpościerającymi. Rozlewa się błękitem połączonym zielenią, a jesienią ciepłym złotem. Cisza i przestrzeń, odległości znaczące, różne symbole czy nawet rekordy:
- to stąd pochodzą królowie i królowe rozsiani po całym świecie, głowy koronowane do dziś;
- to tutaj rozpoczęła się reformacja;
- to tuatj muzyka rozbrzmiała ideałem, nutą doskonałą;
- to tutaj wierszowane słowo w głowach wielkich poetów sięgnęło literackich szczytów;
- to tutaj tworzyła się matematyka;
- to tutaj najstarszy niemiecki dworski teatr, do dziś rozśpiewany operą baroku;
- to stąd pochodził pierwszy niemiecki prezydent;
- to tutaj rozsianych jest 462 zamków i twierdz;
- to tutaj powstało ubezpieczenie na życie;
- to tutaj znajduje się najstarsza synagoga;
- to tutaj dźwięczy donośnie drugi największy dzwon Europy;
- to tutaj oryginalny średniowieczny witraż przepuszcza smugi światła w głąb wyjątkowej w budowie katedry;
- to tutaj produkowano słynne fajki i ważono wyjątkowe w swojej mocy piwo.
Może tych „to tutaj” będzie więcej, może coś teraz przeoczyłam, zapomniałam, o co możliwe w tym natłoku wrażeń, wiadomości i widoków.
W wolnym kraju Tyryngii wszystko jest możliwe – dosłownie i w przenośni.