Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2015    Różowa korona na secesyjnej kawie (Miejsca opuszczone)
Zwiń mapę
2015
25
sty

Różowa korona na secesyjnej kawie (Miejsca opuszczone)

 
Niemcy
Niemcy, Grünau
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19 km
 
Różowa korona, zazieleniony trawą biały kibelek, taśma klejąca w roli sztuki, sznurek, koralowy owoc na suchej gałęzi, rozzuty z zabezpieczeń elektryczny domek i lada na wegańskie jedzenie zapite ekologiczną oranżadą. Nie słychać w eterze już nic, poza pluskiem przepływającej obok Dahmy. Nie widać rozćwiczonych młodzieńców i roztańczonych dzierlatek, nie ma szpicli, nie ma nauczycieli, nie ma dziennikarzy. A kiedyś to wszystko było, gdyż budynek ten powstał na życzenie potężnej niemieckiej instytucji finansowej Danatbank jako placówka sportowa i rekreacyjna. Powstał w latach 1929/30 w bardzo interesującym stylu cegłowego ekspresjonizmu.
Przyszła II wojna światowa, jak się można domyślać wraz z nią choroba i okaleczenie, czyli szybko zarządzono tutaj lazaret, a gdy wojna się skończyła nastał najbardziej interesujący historyczny czas korzystania z tego przybytku. Funkhaus Grünau. Już nie sportsmeni i rekordowcy, ale żołnierze i dziennikarze, którzy wysyłali stąd w eter swoje audycje radiowe w celach ideologicznych i propagandowych. Niemiecki kanał wolności 904 i Niemiecki kanał żołnierski 935 mieściły się w kategoriach ściśle tajne i zakazane ideologicznie obcym uszom. Pełna konspiracja, daleko od oficjalnego radia państwowego, z zaangażowaniem i miłością do systemu. Do 1972 roku.
Do roku 1991 kształcono w utworzonej placówce szkoleniowej przyszłych techników radiowców, przekazując im zapewne tajemną wiedzę o falach oficjalnych i tajnych, o sposobach komunikacji otwartej i zaszyfrowanej, o wpływie mediów na naród. Gdy nastały czasy demokratycznej wolności i pieniądze przestały się magicznie rozmnażać, budynek zapadł w śpiączkę. Zarósł, zaszumiał, zakurzył się i stracił parę cegieł. Zyskał wspomnianą już różową koronę i tajemniczość od lat opuszczonego miejsca, które przyjmują za swoje różni życiowi artyści, szczególnie ci bez dachu nad głową. Młodzież wyżywa się kreatywnie za przyzwoleniem właścicieli (spółka z Hamburga) zajmując się głównie recyklingiem i korzystaniem z wyrzuconego. Enigmatyczność zapuszczonego i opuszczonego przez dobre duchy miejsca uderza nie tylko w oczy, ale i w duszę, która niepomiernie solidaryzuje się z hańbą człowieczej dezynwoltury. Szkoda i stylu tej architektury i aspektu historycznego, jak również zwykłej finansowej gospodarności, która gdzieś się nagle nie po niemiecku zagubiła.
Gdyby żył Stefan Heym to być może zawołałby po swojemu o pomstę do nieba. Być może, choć nie powinno się nieznanym nieznajomym za dużo subiektywnie przypisywać. Heym był walczącym ideologicznie pisarzem żydowskiego pochodzenia, który w niebezpiecznych czasach wojennych żył w Ameryce, by szybko jednak wrócić do Niemiec i „zawsze się wtrącać”, jak zagadkowo głosi napis na błyszącej metalowej płycie solidnie przytwierdzonej do kamiennego cokołu. Podpisane: S.H.
Co ów skrót oznacza, wyjaśnia nam kelnerka ze znajdującego się naprzciwko małego parku lokalu o zbyt wiele nie mówiącej nazwie Cafe Liebig. Stefan Heym wtrącał się ostentacyjnie i brawurowo, by umrzeć po wygłoszeniu referatu na sympozjum w Izraelu, czyli niejako na swojej właściwej ziemi ojczystej. A kelnerka uśmiecha się, nie, nie uroczo, ale trochę ze zniechęceniem, jakby musiała na to pytanie odpowiadać przynajmniej dziesięć razy na dzień. Być może, w końcu kawiarnia położona jest vis-a-vis przystani z pomostem i wodnym ptactwem przyjmującym z przejęciem każdy kęs rzucanego chleba i pomiędzy Ballhaus (domem balowym) a parkiem ze wspomnianym pomnikiem, który swoją związłością i trudnymi do rozszyfrowania dla nie-tubylca inicjałami motywuje do szukania odpowiedzi. I kto jej może udzielić lepiej i kompetentniej niż obsługa tak blisko położonego lokalu? A że kawiarnia jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, na brak gości i to w odpowiednim natężeniu nie może narzekać. Istnieje od 145 lat i jest jedyną secesyjną kafejką w Berlinie. Na zewnątrz trywialny socjalizm, a w środku – urok detalu, formy i tej wyjątkowej dla secesji fikuśności kształtu. Perełka, cudu tworzenia czar, w którym można dla wzmocnienia i napić się kawy z koniakiem i posilić solidną niemiecką kuchnią. A posilić się trzeba, gdyż przed nami najważniejszy punkt dzisiejszego programu...


Funkhaus Grünau
Regattstraße 277
12527 Berlin

Cafe Liebig
Regattastraße 158
12527 Berlin
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (29)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2015-02-22 12:01
gdzie Ty wyszukujesz takie miejsca .......
 
zula
zula - 2015-02-22 18:05
...i jak jeszcze pięknie opisujesz !
Z zaciekawieniem czekam na kolejny rozdział "opowieści faktów z historii" .
 
mamaMa
mamaMa - 2015-02-22 21:37
Blanka, to troche tak: jak sie jest w ciazy, to sie widzi same matki z wozkami;-)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2015-03-08 12:59
Haha, ciekawe porównanie ;) a w ogóle to bardzo inspirujące, trzeba będzie się rozejrzeć po swojej okolicy.
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 19% świata (38 państw)
Zasoby: 1450 wpisów1450 5629 komentarzy5629 23026 zdjęć23026 1 plik multimedialny1