Budynek uświęcony – rękami budującego go świętego Alberta z Kalatówek i jego współbraci, jak i obecnością wielkich i sławnych do dziś: Paderewskiego, Korzeniowskiego, Daszyńskiego, Kossaka, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Piłsudzkiego, oraz nasycony muzyczną dziewiczością po raz pierwszy prezentowanych właśnie tutaj utworów Szymanowskiego. Pierwsza murowana próba stylu zakopiańskiego, jakże udana i zacna, jak nowoczesna na swój czas powstania w roku 1902. Gdy pierwsi goście zatrzymali się tutaj w kwietniu 1905 roku, hotel oficjalnie jeszcze nie był otwarty. Nazwa oszałamiała – śpiewaczka operowa, która złączając sylaby ojca i swojego imienia (Stanisław i Maria) przyjęła je za pseudonim artystyczny i rozśpiewywała na salach operowych, by oddać ostatniej pasji swojego życia – hotelarstwu. Stamary. Nowoczesny, z dużym parkiem ciągnącym się aż po dzisiejszy dworzec PKS, z wyborną kuchnią, ofertą artystyczną, łazienkami, wentylacją. I z sercem po prawej stronie, gdyż właścicielka, Maria Budziszewska, prowadziła w nim kuchnię dla bezrobotnych i zapewne dla swoich 30 foksterierów. Rejwach i pełnia życia, ale i zbyt wiele dobroci i być może socjalistycznej żyłki. Od wybuchu I wojny światowej właścicielka borykała się z ciąglą groźbą zagarnienia majątku przez władzę, czy otaczający ją lud. A to zmuszano do wydzierżawienia budynku, a to zakwaterowano w nim wojska austriackie, zdecydowano się założyć tutaj szpital, dom zdrojowy, więzienie. Budziszewska za każdym razem walczyła jak lwica, nie zgadzając się na niegodziwe warunki, zadłużona spłacała kredyty kredytami i snuła plany wspólnoty majątkowej wraz z klasą robotniczą. Niestety, w 1929 roku hotel ostatecznie przejęło państwo pod przykrywką zadłużenia właścicielki, chociaż jego wartość pięciokrotnie przewyższała tamte. Zlicytowany, sprzedany, zmarnowany, przyjął dożywotno swoją byłą posiadaczkę, która dostając jeden pokój jednocześnie musiała zobowiązać się do całkowitego zakazu rozmowy z personelem hotelu. Czy można sobie taką okrutną sytuację wyobrazić? Jej dzieło, jej czas, pieniądze i życie, by na końcu móc tutaj wprawdzie kątem pomieszkiwać i z nikim nie rozmawiać! Co się z nią działo po 1939 roku nie wiadomo, zmarła samotna w 1942, pochowana na nowym zakopiańskim cmentarzu zatarła i ten swój ślad – grób jej się nie zachował.
Zachował się za to hotel – po wojnie w rękach Funduszu Wczasów Pracowniczych, zmieniając nazwy z Przewodnika na Podhale, rozkołysany socjalizmem zatrwożył się po jego upadku i sprzedał...w dobre ręce. Od 2002 roku właścicielem jest Wojas, hotel przyjął w siebie ogromny zastrzyk odmawianej mu od lat gotówki i błyszczy na firmamencie ulicy Kościuszki.
P.S. Mały drewniany domek po drugiej stronie ulicy (obok hoteliu Marilor) Maria Budziszewska wybudowała na pracownię dla zaprzyjaźnionego Wojciecha Korssaka.